Nie powiem ile lat się rozmijaliśmy: jak ja przyjeżdżałam-ich jeszcze nie było, albo już było po..krokusach, za to na śnieg, ewentualnie błoto mogłam liczyć niezawodnie. Tym razem zaczaiłam się z zaskoczenia, w piątek wpadłam na to, że pojadę i w piątek wieczorem już tam byłam. Ha Ha Ha ! Nikomu nie zająknęłam sie słowem, (sama siebie zaskoczyłam) nic nie napisałam na internecie i tym sposobem żaden krokus nie przeczytał i nie miał okazji zakrzyknąć po same brzegi Doliny Chochołowskiej do innych krokusów: "E! Chłopaki, chowamy się! BO JE-DZI-E"
Nie chciałabym nadto krokusów humanizować ani tym bardziej demonizować-ale wiedzcie, ze coś było na rzeczy, (że nie wspomnę KWIETNIA dwa lata temu, gdy przyjechałam napatrzeć sie na krokusy, a nazajutrz utknęłam w śniegu po pas).
A z Aspi mamy słodką tajemnicę w temacie Łomnicy (która również lubi się zachować jak krokusy).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz