niedziela, 1 listopada 2015

Listopadowy spacer po ...

Jak tego nie nazwać, święto choć słoneczne, skłania ku myśleniu...nie tylko o korku, w którym się stoi...może trochę o..ludziach. A ilu ludzi tyle zdań, bo  przecież..każdy ma inną (ujmijmy to) perspektywę oceny, punkt odniesienia, sposób patrzenia. Nie wiesz przecież jak to jest stracić kogoś Najbliższego, póki Go nie stracisz, nie wiesz, jak to jest bać się o kogoś, jeśli tego nie przeżyjesz, nie umiesz poczuć braku, którego nie znasz ani (choćby najbardziej empatycznie) nie poczujesz co to znaczy kochać kogoś bardziej niż siebie, póki takiego kogoś nie ma. Nie będziesz nigdy w cudzej skórze. Świat wokół składa się z punktów widzenia, stopni oceny, perspektyw odniesienia, potrzeb spełnionych/niespełnionych, w różnych kolorach, natężeniach, wymiarach, czasem maleńkich, czasem grotskowo rozrośniętych, zrozumiałych i niezrozumiałych. Bliższych nam albo całkiem dalekich. Rozmowa z M. o tym, że internet jest straszny :), że obserwując życie (tak jest "życie") wykreowane w internecie, nie poznaje się osoby, że to są inni ludzie, niż ci, których spotykasz na codzień, niby znasz i może (MOŻE i CZASEM) poza fizyczną tożsamością z zamieszczonymi zdjęciami nic ale to absolutnie nic ich nie łączy z rzeczywistością, tym, co znamy, albo JAKIMI  znamy. Akceptowanie siebie (bez rozkochiwania sie w wykreowanym obrazku) jest (tak: na dziś) sztuką, towarem deficytowym i rzadkim. Zrobiłam internetowy rachunek sumienia...ile miałam takich "netowych" tożsamości? Jak bardzo się różniły od siebie i ode mnie :) ? Czemu służyły? Dlaczego takie były? I..dlaczego umarły? Przecież...nie dalej jak miesiąc temu jedna z nich umarła. Śmiercią nagłą i dramatyczną, choć przecież lubiłam ją jak wiele innych i dałam jej coś z siebie. Zatem...chyba....Nie bardzo przywiązuję się do internetowych postaci samej siebie, bardziej wierzę w to, co widzę w lustrze niż na profilu choćby najpopularniejszej sieci i nie skłonna jestem wierzyć innym w to tylko co piszą o sobie. Ciekawość, zainteresowanie, chwilami wręcz chora fascynacja ludźmi nauczyła mnie, że są skłonni brać wszystko na opak. Nawet samych siebie. I..kto wie, może i ja nie unikam tego schematu, moze źle"czytam" lub kiepsko"piszę"... Ale...skuteczność wybranych relacji w moim życiu ucieleśnia się w tym, żeby nie przesadzać z empatią. Dawno, daaawno temu ktoś kogo cenię dał mi radę "nie szarżuj z empatią, bo sie spalisz"...i "albo zrobisz krzywdę sobie albo komuś, czasem lepiej się odsunąć"-dołożyłam sobie po latach. I..czasem sie odsuwam, żeby nie spalić niczego ani nikogo. "Ludzi nie spotykamy przypadkiem.." co było dalej każdy pamięta. Na dziś...w takim a nie innym dniu...

...godzę się z przemijaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz