czwartek, 12 marca 2015

"Jeżeli w danym momencie nie potrafisz powiedzieć nic miłego powiedz to po francusku"

Natknęłam się na bloga TU i naszła mnie wspomnieniowa refleksja...

Jeśli chodzi o znajomość języków obcych to najsilniej utkwiła mi w głowie edukacja z języka francuskiego, która rozpoczęła się niefartownie od pani w skórzanych spodniach. Ha! Teraz męska część czytelnicza wizualizuje seksualnie niebezpieczną diablicę która jeszcze ma dużo wspólnego z FRANCUSKIM wow, wrr i mrau! JĘZYKIEM! Ojeeee oj! A figa! Nie, nie, NIE, wybijcie sobie z głowy, skórzane spodnie na tej pani wyglądały mniej więcej jak filcowe kapcie na babci od muzyki i mniej więcej tak samo nawiązywały do erotyki. A więc Pani od francuskiego podeszła do nauczania języka w sposób dość średniowieczny z zaangażowaniem wymagając od nas zakucia minimum stu słówek (+wybrane czasowniki nieregularne) na każde (słownie KAŻDE) zajęcia. Uczylim się z zaangażowaniem, ściągania nie było, więc na każde zajęcia  ne ne vous sentez désolé pour le cri de la douleur…a do tego opcjonalnie abjectifsy, pronomy  et  imparfait… Droga przez mękę oparta na rzetelnym, regularnym 3 Z (zakuć, zdać, zapomnieć). Pani w skórzanych spodniach rozpłynęła się w niebycie nauczycieli, którzy zginęli z horyzontu mojej edukacji, jakoś tak około 3 klasy liceum. Zastąpiła ją pół krwi Polka, pół Francuska i …tak naprawdę do dziś nie ustalono kto z nas był pierwszymi spotkaniami zdziwiony. Pani zapytała o to jak się nazywamy? Otwarliśmy szeroko oczęta, bo skonstruowanie zdania przerosło nasze możliwości, znaliśmy bowiem pojęcia takie jak: niecierpliwy , nietuzinkowy, oczywisty…ale  tu wiedza lingwistyczna osiągała zero absolutne i..dalej nie było już niczego. Kobieta miałą jednak upór, charakter i to coś, co niektórzy nazwą charyzmą , dwa kolejne lata były edukacyjnie płodne i nieporównywalnie ciekawsze niż poprzednie. Potem w mojej edukacji de la langue française nastąpiła wyrwa czasowa, którą przerwałam w znakomitej (i tu ZERO sarkazmu) filii językowej szkoły francuskiej. Dobrowolnie wybrana, opłacona edukacja miała w sobie coś niesamowitego. Późnym wieczorem, w starych budynkach uniwersytetu lektorka, która byłą Francuską mówiła do nas śpiewnie, pięknie, co czas jakiś śmiejąc się perliście,  czytała literaturę w oryginale, słuchaliśmy e półotwartego, e półprzymkniętego, (kto by się tam przejmował kilkunastoma e w wymowie), francuski  ożył, miał swoją melodię, rytm, stał się trochę jak wciągająca książka. Potem zmieniłam miejsce zamieszkania i ..szkołę…na rozpaczliwie różną od poprzedniej. A potem była przerwa.
Całkiem niedawno, do miejsca zatrudnienia przyjechali goście z Francji….dość powiedzieć: „Mon français n’est pas parfait”… ale znów dobiegła mnie melodia żywego języka i znów zatęskniło się do edukacji.
Historia zatoczyła koło rzec można nieco patetycznie ...do czego zmierzam?
Syn mi się chce zapisać na język rosyjski...halo! Jest na sali ktoś kto to racjonalnie wytłumaczy?


Hop hop...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz