Wiem! Ostatnimi czasy scenki
obrazkowo-rodzajowe zastąpiły mniej lub bardziej wyczerpujące opisy… ale pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu ludziska posługiwali
się pismem węzełkowym, więc na zdjęcia, myślę nie ma co narzekać :-P
Ja również odczuwam
jakby niską tolerancję temperatur ujemnych na organizm, a eM jeszcze namawia do morsowania bo „będzie
Ci cieplej”… Obawiam się, że nawet perspektywa idealnie bezcellulitusowych nóg
mnie nie przekona przed bieganiem w samych gatkach po śniegu i moczenia tychże
pomiędzy pływającymi kawałkami zbitego lodu… Oficjalnie „NIE MAM ODPOWIEDNICH
BUTKÓW” a wrodzona oszczędność /wiem – nawet ja w to nie wierzę/ nie pozwala mi
na kupno tych odpowiednich. No i musiałyby być chyba z wełny merynosów wydziergane,
wygrzewających się w południowym słońcu tuż przed oskubaniem… a najlepiej tuż
przed włożeniem ich na nogi tak, by
temperatura mocno dodatnia skutecznie zniwelowała odczucia minusowego zbiornika wodnego.
Tak więc – oby do
wiosny! Może pod koniec maja śniegi ustąpią, krokusy zakwitną a cebula porzuci
swe warstwy na uczczenie wyczekiwanych kilku dni lata. O !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz