środa, 18 lutego 2015

Dzień po...

06:30 rano.
Wstałam ! Wstałam i żyję !!  Mało tego - nic mnie nie boli, mięśnie nie ciągną, zero reakcji na ćwiczenia. Trochę, ociupinkę tylko ramiona ale...umówmy się - nie bardziej jak po zakupach w spożywczaku. No i teraz mam dylemat, bo czuję jakby takie lekkie rozczarowanie, bo albo:
1. opierdalałam się na pilatesie,
albo:
2. te moje mieśnie nie tak do końca są szowinistyczne...itd, itp... (o co jeszcze wczoraj je podejrzewałam)
 Chapeau bas !

A ! Wiecie dlaczego na BloGaSku czasami hula wiatr (bywa, że nawet halny)? O nie! Nie dlatego, że weny brak. Ona jest, a jakże, tylko objawia się w najmniej pożądanym czasie przy mało sprzyjających okolicznościach przyrody. Gdyż azaliż:
I. Najlepsze myśli przychodzą do głowy w chwilę po tym, jak zalegnę wieczorem (dodajmy: póóóóźnym wieczorem) w wyrku, z milusią kołderką naciągnięta po samiutkie uszy. Oszzz....mogłabym wtedy eseje przelewać na papier, tylko..., ze wtedy żadna siła nie jest w stanie wygnać mnie z łóżka by sięgnąć po notes i pióro. Więc sorry,  "taki mamy klimat"!
 II. W trakcie samotnej jazdy samochodem. A jakoś nie kojarzę , aby Kodeks Ruchu Drogowego traktował  cokolwiek o czynieniu zapisków za kółkiem. Może kiedyś!
III. Pod prysznicem ! W tym miejscu zawsze, ale to zawsze, i to od czasu, gdy gdzieś przeczytałam ten tekst, to ciśnie mi się on na usta. Uwaga, będzie po bandzie więc nielaty pomijają poniższy akapit.
Piszę:
Małolaty nie czytają powiedziałam! No !
 "Internauta na forum:
- słyszałem, że seks pod prysznicem jest świetny! I tu pytanie do Was:
- co robicie, żeby nie zmoczyć laptopa?"
A wracając do meritum sprawy to...no jak nie zmoczyć kartki papieru czyniąc blogowe notatki?;-)

A tak z innej beczki:
Mam wrażenie, że jestem w kręgu tych nielicznych osób, które nie czytały "50 twarzy Greya" i tą jedną z jeszcze bardziej nielicznych, która NIE PÓJDZIE na film do kina. Miałam tak od początku, a jeszcze utwierdziły mnie w tym przekonaniu nad wyraz skutecznie Sem i Daga - jedna skapitulowała po kilku stronach, druga wymiękła w połowie książki ze słowami na ustach "co za chłam". I pomimo tego, że sprawa Greya urosła do rangi zjawiska społecznego to nie czuję najmniejszej potrzeby wpisywania się w krąg osób wtajemniczonych.
Bo drodzy Państwo, wszystko wybornie smakuje, jeżeli jest podane z umiarem i w odpowiedniej oprawie!
Ale też nie krytykuję, bo mamy wybór, nie mamy jako takiej cenzury i każdy może sięgnąć po to, na co ma w danej chwili ochotę.

No to ja pójdę coś zjeść :-)



Edit do Greya:
Po napisaniu posta (i zjedzeniu śniadania) wklepałam w przeglądarkę tytuł książki - poleciaaaało i wyświetliło kilka...dziesiąt stron gazety cyfrowej. Przeleciałam po nagłówkach i widzę że społeczeństwo ewidentnie podzieliło się na dwa przeciwstawne obozy:
A - zachwyceni (bardziej "zachwycone")
B - zniesmaczeni (bardziej "znudzeni")
Było też coś o tym, iż to podręcznik przemocy domowej (obszerny artykuł) ale myślę sobie: może nie jest to pozycja górnych lotów i o Pulitzera się nie otarła ale - bez przesady!
Natknęłam się też na jeden komentarz internauty o nicku Wnocy84, który pozwolę sobie (już na koniec) zacytować w całości:
"Moja szesnastoletnia siostra upaja się tym gównem - po jej zainteresowaniach - dość bogatych (od Zmierzchu do Warsaw shore ) nie muszę czytać, żeby stwierdzić, że to dno."
Koniec cytatu !

:-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz