poniedziałek, 27 kwietnia 2015

O tym, owym i kawusi na koniec

27 kwietnia, imieniny Beżebora, Konizjusza....jak bardzo można nienawidzieć swojego dziecka, jeśi ktoś tak daje mu na imię??
Nieprzeczytanych wiadomości 56..i liczba rośnie, wiatr południowo-wschodni, wilgotność powietrza 43% i lepiej nie będzie, bo za chwilę mają być deszcze, burze i...zachmurzenie duże.
Dzień rozpoczęty basenem o 6.00. Lubię 6.00 w basenie (bo prawie nikt tej godziny nie lubi), zakładam słuchawki i jest basen, muzyka i ja.  Wracając do domu, piję pierwszą kawę i przerabiam się na wersję mniej sportową ale jakoby wyraźniejszą. /W tym miejscu można zacytować jedną Panią Profesor spotkaną w kuluarach konferencji,  gdy poprawiała makijaż -"Kobiety mają dobrze-powiedziała-czego nie dopowiedzą to dowyglądają"..może coś w tym jest./ Zatem torebunia, teczki, papiery, komputer pod pachę i wsiadam do auta.
Jadę do pracy w procesji prowadzonej przez traktor tak duży, że mimowolnie bardzo drastyczne wyobrażenia rodzą się w mojej głowie.
Nowy telefon i nowy dzwonek to nowe doświadczenia. Np. to, kiedy dzwoni uporczywie, a Ty stoisz obok i czekasz aż ktoś odbierze...albo (co gorsza) próbujesz odebrać i walczysz z maszyną, bo przecież, gdzieś do cholery się musi odbierać! 
Kiedy wracam, przede mną żółty seat świeci mi po oczach naklejką "spójrz w lusterka, dwa razy MOTOCYKLE SĄ WSZĘDZIE", sądząc ze stanu blacharki seata kilka z tych motocykli bylo na jego bokach.
Kobiece smutki rozmnażają się przez partenogenezę, odganiam zatem smutki - Metallica i Whiskey in the jar sparwują się w tej roli doskonale, Metallica i ..pomidory. Znalazłam doskonałe źródło pomidorów, czerwonych i...uwaga ...PACHNĄCYCH POMIORAMI. (Ja wiem, że to brzmi groteskowo, ale czy Szanowni zauważyli, że coraz mniej warzyw pachnie warzywami, a coraz więcej..w najlepszym wypadku pachnieć nie chce?). Zatem pomidory z sosem czosnkowym, z natką pietruszki, pomidory do obiadu, pomidory jako przekąska...pokochałam pomidory, choć wiem, że to raczej wiosenne zauroczenie, bo minie, gdy do głosu dojdą truskawki. Truskawki kocham od lat-to nie mija, jestem wierną fanką truskawek. I..czekolady. Przeczytałam wczoraj, że dawka śmiertelna czekolady to (tylko) 10 kg. Pffffff...i AKURAT Kto wogóle ustala takie normy? Czekolada jest z roślinki i kawusia to roślinka...w sumie to prawie wegetarianizm, gdyby nie to, że wegatrianizm to zło. 


piątek, 24 kwietnia 2015

wtorek, 21 kwietnia 2015

Jak przyRoda to tylko w Warszawie, w Warszawie...

Trafiliśmy do ZOO w porze sjesty..tak, wiem, sjesta poza Włochami sie nie stosuje (tak jak przepisy o ruchu drogowym nie stosują sie w mieście stołecznym) ale umówmy się, że jest to nowatorska adaptacja sjesty (i przepisów w mieście stołecznym). Zatem dziecię miałam pełne entuzjazmu aż tryskające energią a zwierzęta na to jak następuje:

Pan lemur - na potrzeby chwili nazwany Julianem...

...wietrzy...futerko ( i wszyscy na sali wierzą,że to o futerko Julianowi chodzi)

Wydra vel Marlenka...

..poświęciła nam chwilę...

krótką chwilę.

Lew się wkurzył..

..co mogło mieć związek z rozleniwioną, wyzywająco poruszającą ogonem lwicą. Tygrys, ktory miał być główną atrakcją wycieczki pokazał nieledwie kawałek śpiącego ogona, zaś niedźwiedź...stosunek niedźwiedzia do odwiedzających proszę sobie zwizualizować samemu.


niedziela, 19 kwietnia 2015

Wiosenne odwiedziny to tu to tam

Gdy dwa dni temu wieczorem, pomiędzy grzebaniem w Internecie a zerkaniem w  „jak zwykle nic nie leci” telewizji, rzuciłam mimochodem - „jutro rano jadę do Dagi”, eM w  równie  beznamiętny sposób odparł – „zatankuj auto do pełna i weź SE kanapki na drogę”. Zerknęłam bucznie, westchnęłam, przewróciłam dwa razy źrenicami, w końcu... przemilczałam.
Tak – rzeczona mieszka na końcu świata, ale za to, drodzy Państwo -  w jak pięknych okolicznościach przyrody !
-  Jak będziesz widziała na horyzoncie ten zajazd z burdelem to skręć w lewo, w las. Dojedziesz do końca drogi, ale wiesz… nie tak od razu, kilkanaście kilometrów… na końcu będzie rondo (z rondami to od jakiegoś czasu mam traumę i ostrożnie podchodzę to tego typu obiektów inżynierii ruchu drogowego), na rondzie pojedziesz prosto… i nie przejmuj się, że TAM JUŻ NIC NIE MA ! Skręcisz w trzecią drogę w lewo - Dagmara rzeczowo przedstawiła wirtualną mapę dojazdu.
DROGA - hm..dużo powiedziane ! Toż to ledwie utwardzona przez wysuszoną glebę, ciut szersza leśna dróżka! Ścieżynka wręcz! Ścieżynka, w głąb której, jak dobrze wzrok wytężyć można ujrzeć posadowione cztery domostwa. Dagowy oczywiście na samym,  zasranym końcu…
- Jak wy tu zimą wyjeżdżacie ?– wypaliłam, zanim zdążyłam się przywitać!
- A więc – zaczęła opowiastkę gospodyni – gdy kupowaliśmy dom latem, w piękny, słoneczny dzień to nikomu z rodziny do głowy nie przyszło, że kiedyś może przyjść zima, a tym bardziej, że może spaść śnieg.
Zima przyszła, a jakże! Śniegiem sypnęła aż miło.
Pierwszego dnia opadów, a było to dnia roboczego, pani domu zapowiedziała pobudkę na godzinę 04:15. Jako rzekła tak też uczyniła. Każdy z nowo zamieszkałych domowników położonego w przepięknym miejscu maleńkiego domku, otrzymał zakupioną przezornie w Praktikerze tydzień wcześniej śnieżną łopatę i zaczęło się z czołówkami na głowie poszukiwanie, a następnie odkopywanie dróżki, aby matka i żona w jednym, mogła swoim sportowym bolidem dojechać na czas do pracy.
Cztery godziny później…. zobaczyli namiastkę asfaltu.
- Oczywiście, że dojechałam do roboty….z półtoragodzinnym (zaledwie) spóźnieniem…- podsumowała nocne perturbacje Dag.
Tego dnia wieczorem padały piękne płatki śniegu – zima jak z tatrzańskiego landszaftu.
Dagowy mąż mający w perspektywie kolejnego poranka nocne machanie łopatą, zasięgnął we wsi języka, zlokalizował w trymiga pana Zenka, któremu wręczył korzyść majątkową równowartości litrowego cudotwórczego napoju… wody prawie źródlanej, który to w ramach wdzięczności płynącej z najszczerszego serca, od tej pory cyklicznie swoją piękną, zmechanizowaną odśnieżarką z pługiem o jakim marzy niejeden siedmiolatek, rozpoczyna pracę od odśnieżania leśnej dróżki. Przypadkowo tej samej, przy której stoi dagowy domek.

A tymczasem w świecie jednośladów…
Jak wiosna – to otwarcie sezonu.

Jedni otwierają na autostradzie, inni na mniej zatłoczonych nawierzchniach, która pozwala na rozwinięcie nieosiągniętej dotychczas prędkości (wiatr we włosach i te sprawy), a jeszcze inni mają wpisany w kalendarz nalot/zlot Gwieździsty na Jasnej Górze.
W tym roku  było tak:



Bo ilość koni, mniej lub bardziej mechanicznych nie zawsze ma znaczenie ! :-)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Bywa...

Podobno....

Zanim jednak wyjdę na prostą muszę być tu i teraz, a tak sie składa, że czuję sie trochę jak w Kingsajzie-nigdy nie byłam z tych szczególnie niskich, ale i tak nie sięgam tak, jakbym chciała:

No trudno, bo cóż zrobić/powiedzieć/napisać? 
W nocy budzi mnie deszcz dudniący po dachu - jest 2.22...co noc o tej samej porze, leżę i patrzę w sufit, zanim powieki znowu opadną. Trochę to trwa.
W ciągu dnia czuję się często jak wtedy, gdy Klusek wymyśla zagadki-już myślisz, że już wiesz.."co to za zwierzątko? okrągłe, z czarnym noskiem i kolcami?"-"jeż!jeż!"-myślisz sobie, a wtedy Autor dokłada "duże jak tir"..Zapada krępująca cisza, w której małoletni umysł przerasta te, niby z rozbudowanym aparatem empirii teoretycznie poszerzającym horyzonty...
"Jeż DUŻY JAK TIR"

Nie sięgam, nie ogarniam, nie jestem dość kreatywna.

piątek, 10 kwietnia 2015

Urodziny?

Zatem minął rok i nadszedł czas na zdmuchnięcie świeczki.
No to życzymy sobie...każdy czego tam chce..

niedziela, 5 kwietnia 2015

Dziś pytanie, dziś odpowiedź czyli swiąteczny quiz

Po czym poznać, że święta zagościły w aspiowym domku?

- jest KAWA w ilościach WYSTARCZAJĄCYCH

 - są TULIPANY w ilościach hurtowych

- pachnie wanilią wielkanocna PASCHA w ilościach...a nie - ta jakościowo mierzona poprzez kubki smakowe domowników ;-)

MIŁEGO ŚWIĘTOWANIA :-)

sobota, 4 kwietnia 2015

Tak to działa!

Ponieważ wyszła ze mnie ostatno buntowniczka, antytradycjonalistka oraz ksieżniczka (w sumie wolno mi czasem pobyć anarchizującą Jej Wysokością, a co?! Po to sie jest dorosłym, nes pas?) wróciłam i  postanowiłam naprawić powyższe poniższym:

I niech mi ktoś powie, że nie są z Chochołowskiej to każę spalić na stosie , obciąć głowę, lub cokolwiek. Popieram wniosek Barbarelli, która napisała,że w ramach rekompensaty za zimno powinniśmy mieć prezenty w pakiecie świątecznym. Wierzę w to mocno, i czego byście nie mówili, ja tam jutro zbiegnę w piżamce pod choinkę (mam jedną w ogródku) i będę szukała opakowanych pstrokato paczuszek. Tymczasem w tatrach jest tak:

A wczoraj rano, kiedy opalaliśmy się w promieniach kwietniowego słońca ha-ha hahahahhahahhaha było tak:

A potem O D R O B I N Ę popadało:

Zatem atmosferę mamy świąteczną, jajka pomalowane, ciasta upieczone (trzeba tylko z cukierni odebrać) i zostaje czekać pierwszej gwiazdki! 

Czułych, ciepłych, puchatych i dobrych Świąt życzymy :)

czwartek, 2 kwietnia 2015

Przedwiośnie 2015 czyli słoneczne święto...

Thia…może i było już 20 stopni w cieniu, może i się już komu (bo mnie nie) wydawało, że będzie hasać sobie, niczym rusałka po zielonej łące, boso z wiankiem na głowie, przyodziana w wiosenny trencz tudzież pastelowy żakiecik,  z koszyczkiem w dłoni  aby pokropić święconkę jak tradycja nakazuje… ale nie… dupa blada… zapierdalać TRZA będzie w opatulonym niczym puchową kołderką płaszczu, najlepiej mocno  wełnianym, w kieszeniach wypełnionych termoforem i googlami na oczach COBY wzroku nie uszkodzić… od słońca pomyśleliście? – a nie ! -od sieczącego po oczach śniegu z deszczem , umykając przed lawinami, huraganami i co by tam jeszcze temu wielkanocnemu zajączkowi w łebku się nie urodziło!  
A jajek nie gotuję ! Na tym mrozie same stwardną !

Przecież chcieliście białe święta! Jęczeli, płakali…a czy uściślili o które święta szanownym chodzi? Hę?!

No ale było jedno już święto słoneczne, ciepłe, radosne.
Święto kobiet. Zwał jak zwał – co z tego, ze jakoś specjalnie się nie obchodzi – święto jest? – jest ! Pogoda była? Była! Słonko świeciło? – ano, świeciło. I to jak !

właśnie tak:

- Wiesz jak jechać ?– zagaił eM.
- No ba ! Se na mapie sprawdziłam to wiem. Prosto !
- Ja tam jechałem niecałe 5 godzin to Ty w 3 szafniesz.
- Akurat - oburzona żachnęłam – ja jeżdżę zgodnie z przepisami całej ustawy o ruchu drogowym, wodnym, lądowym, łąkowym, sadowym i powietrznym ! Ha ! Tym bardziej od momentu, kiedy w grudniu roku ubiegłego, krótko po powrocie z kielecczyzny, poleconym otrzymałam jakieś świstki do wypełnienia, sugerujące, że niby ja…JA ! miałam jakoby prędkość przekroczyć (a niejaki żółty fotoradar miał to zarejestrować) !

Przejęłam się tym dogłębnie !
 Moje pierwsze punkty karne!! 

Pierwsze odkąd weszłam w posiadanie prawa jazdy (czyli tak gdzieś od średniowiecza).
Sem skonstatowała, niczym wprawny matematyk dzieląc lata bezmandatowe przez ilość godzin spędzonych za kółkiem sześć miejsc po przecinku, że wyjdzie zaledwie jakiś promil, więc… się nie liczy! W robocie koledzy chóralnie orzekli, że pierwsze punkty karne należy opić, stawiając współczującym kolegom tyle flaszek ile punktów przyznano, mnożąc to wszystko przez pierwszą cyfrę otrzymanego w bonusie mandatu karnego.  eM natomiast, jak na mężowskie wsparcie przystało rzekł z całą powagą sytuacji: „Odwołaj się! Niech przyślą zdjęcie – na pewno AKURAT kawę piłaś i nic nie widać”
-Pffffffffffff……… nie piłam, nie piłam! Mocowałam się z ciasteczkiem, które parę kilometrów wcześniej w gratisie do dużej kawy na Orlenie dostałam! Gdyby nie to, że musiałam zwolnić, bo folia za cholerę nie dała się jedną ręką i zębami trzonowymi otworzyć, to pewnie przyszedłby mandat równowartości trzech rezonansów magnetycznych, który to, notabene do województwa sąsiedniego jechałam zrobić na koszt NFZ-tu… a tak tylko wyszłam na zero… znaczy na równowartość jednego badania, które to mogłam zrobić prywatnie w pracowni oddalonej AŻ 3 (słownie: trzy) kilometry od mojego miejsca zamieszkania… 

…na pojutrze… 

…pół roku wcześniej!

Jakby to człowiek nie kombinował to i tak kijem Wisły nie zawróci!


- Za Wrocławiem kieruj się w lewo na Jelenią Górę – zarekomendował eM. Wspomniał też, że będzie rondo. Ja zakodowałam, że na rondzie w lewo na Jelenią… (mniej więcej). No więc jadę radośnie, śpiewam na całe gardło Autsajdera Dżemu (przecież NIKT NIE SŁYSZY!), wyluzowana, delektując się pyszną kawą z tekturowego kubka…oj tam oj tam.. przecież wiem gdzie jechać.. wczoraj w necie sprawdzałam… no i te rondo ma być… cały czas prosto…. do ronda… i w lewo…. rondo i w lewo…. rondo, rondo… KURWA na prawo zjazd na Jelenią !!!!!!!!! Ja 160 na blacie – zero szans na wyhamowanie bo 5 tirów raczej równocześnie nie pokojarzy o co chodzi brunetce w osobówce (czyt.babie za kółkiem). Przejechałam !!!! Kurrrr…czę…. Zawróciłabym... co tam, że autostrada…. Ale przez barierki Maksiu nie myknie na przeciwległy tor ruchu choćbym się tu miała na miejscu zesikać. Yszszsz….. Parę…dziesiąt minut później eM zagadną:
– Ale co rondo? Miało Ci się tak nagle na środku autostrady pojawić?
– W sumie to czemu nie? Nie TAKIE perełki w „Absurdach drogowych” się oglądało!
Wniosek nasuwa się tylko jeden: eM mnie źle poinstruował !!! :-I 
Reasumując: to rondo było…tylko ciut później…79 km później! A giepeesa i tak nie kupię bo ogłupia, albo bom uparta*


*do wyboru, do koloru, nic nie skreślać !

środa, 1 kwietnia 2015

"Stąd Święta raczej zimowe niż wiosenne..."

-powiedziała pani Pogodynka i zniknęła z ekranu. Siedziałam jeszcze chwilę wpatrzona w telewizor jak wół we wrota i podsumowalam krótkim "a to mam ... tam".
Odechciewa się mi w ten listopadowy kwiecień na samym wstępie. Odechciewa się tłumaczenia grochem o ścianę, pisania (czegokolwiek, gdziekolwiek), odechciewa mi się towarzystwa, rozmów, szarości za oknem, odechciewa mi się empatii (o kant ..stołu roztrzaść potrzebnej), ogarniania spraw za siebie i za innych, odechciewa się..i w tej bladoszarej apatii postanowiłam mieć pierwszy raz centralnie w ... nosie co kto pomyśli. Odechciewa mi sie być odpowiedzialną i dorosłą i martwić za tych co ani obowiązków, ani domu, ani dzieci ani grama odpowiedzialności nie mają, odechciewa mi się myśleć jaki mazurek kto lubi a kto poczuje się urażony, mam to gdzieś. I teraz owszem "zarzuty" o to, że się nie liczę są prawdziwe, choć nikt nikomu zarzutów robić nie pozwalał. Jak ktoś ma ochotę niech się uśmiecha do ósemek, radośnie kica w pastelach i życzy wszystkim i wszystkiemu. Ja dla odmiany nadmę policzki i zrobię "pffff" i wcale ale to wcale nie będę sie oglądałą na konsekwencje takiego zachowania. Jak  większość do tej pory. O!




Zatem Sijulejter ewrybady, wychodzę nałądować baterie i nawet jak wrócę totalnie zmordowana to przynajmniej nie będe się taplać w szaroburej wietrzno-śnieżnej rzeczywistości.