piątek, 30 maja 2014

Głównie o Krakowie

Nie! To nie tak, że spałam 5 dni - czekałam...i już, właśnie w tym miejscu miałam publicznie opierniczyć, że nam się tu KOLEŻANKA ociąga w pisaniu (a mnie co chwilę strofuje); a tu prooooooszę - jest !! ;-) (a nawet słowem nie pisnęła na gg, że posta modzi....)
W temacie tylko dodam, że ja również NIE WYRAŻAM ZGODY na przejazd Tejże przez Ukrainę! No!!


A teraz Kraków:

I od razu fotkami polecę...może troszkę i trąci wiejskim odpustem ale taki to klimat krakowskiego rynku. A dreptać po Krakowie wręcz uwielbiam, szczególnie późnym wieczorem... jeśli chodzi o gęstość zaludnienia to bez różnicy jaka to pora dnia...no chyba, że wybierzemy się na spacer wczesnym świtem....ojjjj....wtedy krakowski rynek świeci pustkami, gdzieniegdzie tylko mija się pojedyncze osoby, nierzadko z aparatem w dłoni....albo z pustą butelką w stanie mocno wskazującym...bo kto był w Krakowie ten wie, że chwila pustki na ulicach trwa niezmiernie krótko!

o właśnie tak:

 a tu już krakowski jarmark




  
coś na ząb...


                    rurunie ;-)
 


ślinka poleciała, oczy się ponapawały, bo po 22-giej już nie  jemy...




....thiaaaaaaaaaaa....akurat :-))))))













czwartek, 29 maja 2014

Ciągle pada!

Pani w Biurze paszportowym pyta po co mi tak szybko paszport potrzebny, po czym podnosi wysoko brwi na słowo "Ukraina", przy stanowisku obok zapada cisza, napotykam zdziwiony wzrok pracownicy obok i w powietrzu czuje się coś jak szacun na dzielni.
Nie, aż tak nie lubię adrenaliny.
Jednak..chyba.
Pada trzeci dzień a jakby..końca nie widać. Niebo obniżone, nastrój obniżony, wszystko jakby..oklapło.
Gdyby nie truskawki z całą pewnością wpadłabym w depresję. truskawka - niewiele ponad 28 kalorii w 100 g. (czyli ja jednorazowo zjadam około 300 kcal)
Potas, wapń, magnez..tyle radości.
Nieważne co tam medycyna w temacie, mi truskawki dają szczęście!
Zwłaszcza, gdy pada..czyli zwłaszcza ostatnio.


Nieustannie lubię powyższy obrazek. To
SIJULEJETER PAŻAŁSTA.

niedziela, 25 maja 2014

Zachwyciły mnie dwie damy...


...na krakowskim rynku ;-)





"Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce Ci się płakać
Zadzwoń do mnie...
Nie obiecuję, że Cię rozbawię, ale mogę płakać razem z Tobą...

Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić...
Nie obiecuję, że Cię zatrzymam, ale mogę pobiec razem z Tobą...

Jeśli, któregoś dnia nie będziesz chciała nikogo słuchać.
Zadzwoń do mnie.
Obiecuję być wtedy z Tobą i obiecuję być cicho...

Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze...
Przybiegnij do mnie bardzo szybko.

Mogę Cię wtedy potrzebować..."




Więcej w temacie, jak się wyśpię !
;-))))))))))




czwartek, 22 maja 2014

A zakupy podobno cieszą...

Nadszedł ten dzień, kiedy uświadomiłam sobie, że musimy mojemu eM kupić spodnie.
I w zasadzie na tym powinno się temat zakończyć...
 Myśl - sklep - przymierzalnia - kasa -The End !!!
Ale nie u nas ! U nas zakup mężowych gaci to nie lada przedsięwzięcie....
...DLA MNIE !!
Bo eM "nie potrzebuje"!

I tak mam do wyboru - albo Internet i odsyłanie każdej kolejnej pary aż Poczta Polska wzbogaci się o równowartość tak ze 3 par markowych dżinów - albo obczajenie kolejnych modeli w sklepach stacjonarnych. Niby logistycznie łatwiejsze do ogarnięcia ale to tylko pozory. Muszę wyhaczyć kilka odpowiednich par, które "ewentualnie mogę przymierzyć", a następnie wybrać kolejność sklepów wytypowanych wg atrakcyjności poszczególnych modeli, gdyż eM przy drugim traci zainteresowanie, a przy trzecim cierpliwość. Noooo a potem krótka piłka - Ten znudzony, ja wkurwiona wracamy w ciszy do domu ! Bez spodni !!

Ojjj naiwna kobieto! A kilka(naście) lat temu marzyłam sobie, że jak będę mężatką to będę z mężem chodzić po sklepach... On pełen zachwytu w oczach będzie doradzał swojej najukochańszej żonie w której sukience wygląda super, a w której bosko!!
Tak ! - Byliśmy na wspólnych zakupach raz (RAZ !!)...przed ślubem ! Łudziłam się, że to ten pierwszy raz, a nie ten JEDYNY !
Teraz rzeczywistość wygląda tak, że i owszem wspólnie podjeżdżamy pod Galerię i nawet wspólnie przekraczamy wejście po czym następują zajęcia w podgrupach! Zdzwaniamy się na kawę albo na hasło "parking".

...Acz z drugiej strony... jak tak obserwuję te miny znudzonych partnerów sunących za swoimi niewiastami podnieconymi zakupowym szaleństwem to z całą świadomością i stanowczością stwierdzam, że wolę faceta szczęśliwego siedzącego w empiku niż uciemiężonego pomiędzy damskimi kieckami!! 
;-)

Natomiast jeżeli chodzi o zakup garnituru to ani nie muszę namawiać, ani wybierać -  w tym temacie doskonale wie czego chce i ciagle ma za mało. A najlepiej to uszyć na miarę! - ooooo.. tak, zawsze chętny !!!


A podobno to kobietę trudno jest zrozumieć <emotikonkaPrzewracającaOczami>


                                Edit:
Oto przykład, dlaczego wybór męskich spodni powinna ZAWSZE zatwierdzać kobieta !!!!!



poniedziałek, 19 maja 2014

Zamiast partytury !

Jedynym pozytywnym punktem w porządku zajęć piątkowego szkolenia (przynajmniej jeśli chodzi o rozrywkę) było wyjście po 6 (sześciu...tak - SZEŚCIU !) godzinach do kawiarenki po życiodajną kawę. Po paru minutach weszło tam takie Ciacho, że mamuuuuuniuuuuu... no powiem tak, dawno...nie pamiętam nawet kiedy na jakimś facecie zatrzymałam wzrok (ten cielęcy) na dłużej niż 0,0001 sekundy ! A ja (zanim to Ciacho weszło) wyciągnęłam z portfela stówkę i chcę zapłacić za kawę...i słyszę jak  tonem lekkozdziwionosarkastycznym mówi do mnie ten zza lady "nie mam wydać, proszę o drobne"...

Pffffffffffffffff..................

Wywróciłam parę razy źrenicami i wetknęłam nos do portmonetki... i wybieram, jak ta kretynka te grosiki...boszzzzzz....wyglądałam jakbym żebrała o kubek napoju....co za upadek !!!!
Ciacho wzięło kanapkę z serem, zapłaciło i wyszło.
No to wróciłam na aulę, notabene wypełnioną po brzegi samymi samcami i rozkoszowałam się widokiem...a raczej zapachem kawuuuuuuuusi !

Przy okazji ręce ogrzałam :-)



A w domu nieustannie pachnie mi konwaliami :)



piątek, 16 maja 2014

Post o niczym specjalnym czyli ...La règle souffre des exceptions.

Jadę powoli, a deszcz regularnie uderza o szyby, potem nasila się, tłucze, łomocze, osiągam zawrotne 40/h a w głowie piosenka "a teraz maj uświęca ogrody".  Może gdzieś daleko, może w jakiejś Francji albo innej Toskanii właśnie słońce nagrzewa kolorowe płatki i kiedy podnieść głowę to gra na nosie, we włosach na skórze.
Tu nie.
Tu walą pioruny, a Sem jeździ do domu z zawrotną prędkością, licząc kroki przebiegnięte do domu od garażu. Kiedyś uczyłam się francuskiego a Aspi grała na pianinie, dzisiaj Ona kona na szkoleniu a ja jeżdżę w deszczu.
Maj powinien ponoć być.. majowy..ale w każdej regule są ponoć wyjątki.



poniedziałek, 12 maja 2014

O złośliwościach rzeczy martwych

Pogubiły mi się zdjęcia !!! I to nie ma NIC wspólnego z tym, że wszystkie płytki i foldery na dysku twardym mam podpisane "FOTY" - to tylko, że się tak wyrażę czynnik poboczny, NIE MAJĄCY WPŁYWU NA TO, ŻE WSZYSTKO GUBIĘ !! Boszszsz.... ile ja już haseł i loginów pogubiłam to tylko jeden Wielki Internet wie...
Gubię i psuję (ale ciiiiiiii...bo oficjalnie do tego się nigdy nie przypucuję)
Nie dalej jak wczoraj wsiadłam do samochodu eM - ciepło było i ciut duszno więc naturalnym odruchem było otwarcie szyby, sięgnęłam do tego maleńkiego kwadracika znajdującego się na podłokietniku mężowego bolidu, dotknęłam...leeeeedwo dotknęłam i masz - został mi w ręce !!  eM skwitował bez żadnych emocji:  "co? znowu oświeciłaś? - a ja wiem jedno i przy tym obstaję, że to nie moja wina tylko samochodu, gdyż powszechnie przecież wiadomo gdzie CODZIENNIE  w godzinach rannych spotykają się kierowcy Alfy Romeo....



Parę dni temu otrzymałam wiadomość o treści :
"Byłem na Waszym blogu - jak tam, statystyka drgnęła?" - pffffffffffffffffffffffffffffff..................................
Mamy raczej luźny stosunek do naszego, jak go zdrobniale z Sem nazywamy blogaska, by nie rzec groteskowy. Ogólnie rzecz ujmując dupy nie urywa ! Jednak gdy pod jednym z postów napisałam Sem odpowiedź to roześmiałam się w głos z infantylnosci naszych zachowań. Jednak Sem szybko sprowadziła mnie na właściwe tory ! Bo my piszemy bloga przede wszystkim dla przyjemności !!!
Nie zakładamy fikcyjnych kont na FB, NK, nie promujemy naszych wypocinek gdzie tylko się da. Nie oblatujemy codziennie setek innych blogów pozostawiajac pod każdym komentarz typu "hej, fajny blog - wpadnij do mnie"....
A inne blogi - owszem, zdarza nam się czytać ale zawsze incognito !

Bo my nie stawiamy na ilość, tylko na JAKOŚĆ !!

Może i słupki nie szaleją ale za to mamy stałych, wiernych i oddanych Czytelników :-D 
Za co w imieniu Redakcji dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna ;-)


Fotki okolicznościowej nie będzie - patrz akapit powyżej ;-)))))



"O zawiłościach mapy" -SUPLEMENT

Miałam wtrącić dwa słowa odnośnie posta, którego jakiś czas temu wysmarowała moja Współautorka. Otóż tak, otóż owszem, otóż mam kilka słów sprostowania. Otóż
NIKT SIĘ TAM NIE ZGUBIŁ i zaiste nikogo nigdzie nie zwiodła mapa, na żadne manowce, ale to żadne!
Czujemy się tam mocno "u siebie" i bezpiecznie jak za życia płodowego.

/Aspi w macicy kozicy/

NIC, absolutnie nic nie było niezaplanowane!

I nawet rzeczona "1/2 wycieczki " płacze na zdjęciu nie nad mapą, tylko nad faktem, że żeby "skorzystać z toalety"..ryzykowało się nasikanie misiowi do domku, a to mogłoby być przyjęte inaczej niż zwyczajowe korzystanie z gościnności.
Wycieczkę ZAPLANOWANO tak, aby dać możliwość zaspokojenia ambicji oraz dokonania wysiłku niedostępnego dla zwykłych śmiertelników, alpinistycznej tyrki rzekłabym!
 I to nieprawda, ZDECYDOWANIE protestuję, My nigdy nie mamy za mało czekolady. Czekolady mamy dokładnie tyle,żeby starczyło wszystkim mieszkańcom Tatr (od czasu ich wypiętrzenia), dzięki komu???






bo Aspi ma czekolady zawsze cały plecak!




piątek, 9 maja 2014

Urodzinowo....

Bywają czasami spóźnione (szczególnie jeśli szanowny Czytelnik nie raczył na czas poinformować Redakcji...)
a więc K.:



Praga...

...podobno wiosną jest najpiękniejsza ! (znaczy z pór roku)

Tak - dla mnie Praga jest jedną z ładniejszych stolic...nie wiem jak tam daje radę w innych porach ale wiosną powala... swoją świeżością, mnogością kwitnących magnolii, towarzystwem o 01.45 w nocy... połyskiem mokrej kostki brukowej o 5-tej nad ranem... i takimi tam....;-)

(Będzie trochę fotek jednak nie liczyłabym na znaczną adekwatność względem treści  :))))





Rankiem jest szczególnie piękna - opadająca mgła sprawia, że spodziewasz się tajemnicy (lub mordercy), a ona uwodzi... niezwykłym odcieniem szarości i unoszącym się zapachem porannej rosy...zmysłowo, ciepło, radośnie..




A nocą...Nocą uwagę przykuwa ciepła barwa ulicznych latarni, która sprawia, że droga do hotelu wiedzie najbardziej okrężną i najdłuższą z możliwych ilością wąskich i krętych uliczek...

...a może to wina chmielu? - sama już nie wiem:-)))))))))))

Kręta uliczka za dnia ;-)

 Też coś krętego...gdyby tak wyobraźnię wysilić...

magnolie,magnolie,magnolie....


A wracajac do uliczek...
Ta najbardziej znana - Złota, zaskoczyła mnie tym, że jest... krótka :) ...i zatłoczona w cholerę !
(Pomimo, iż zakątek to wyjątkowo urokliwy to pewnie Franz Kafka  nie życzyłby sobie, aby tłum obcych pętał się po jego posesji :))
...Chyba byłam jedyną turystką, która obskoczyła wszystkie atrakcje w niespełna 5 minut... och ja naiwna !... a myślałam sobie, że w spokoju będę się delektować każdą kamieniczką, okiennicą, klameczką, pierdółką i choinka wie czym tam jeszcze, a dobrze nie weszłam to już miałam ochotę stamtąd wiać !

 A to nie Kafkowe mieszkanko - jego było pod numerem 22 ;-)


Wycieczka oczywiście byłaby nieważna, gdybym nie strzeliła sobie foci na tle płatków magnolii - voilà :

Użytkowników fejsbuczka z góry przepraszam, iż nie jest to focia typu "słit" ;-)



sobota, 3 maja 2014

O pośladkach Maryni między innymi..

Moje życie to ostatnio sporty ekstremalne. Rano basen (pływanie synchroniczne z emerytami, bo o tej porze na basen przychodzą tylko dwie grupy: tj ja i emeryci), z którego mknę do szpitala (wyścigi samochodowe po mieście), parkowanie pod centrum wojewódzkim (ma w sobie coś z rywalizacji w jakimś bliżej nieokreślonym ale brutalnym sporcie (np nielegalne walki peruwiańskich kobiet.lub kogutów, nie wiem czy legalne) i na pewno rodzi agresję), wieczorem idę z psem "na spacer", jak jest rosa to raczej na narty wodne, bo jak tylko psina złapie cug...mknę a za mną zostaje trawa rozorana torem pięt.( W tym miejscu dziękuję państwu Bażantom, którzy gniazdują pod okolicznym lasem, w dzień mi psa zwodzą nad ranem on tj pan Bażant, drze japę "Jajka mamy, żona wysiaduje!Będę ojcem, będę ojcem!Kurr..ale jestem szczęśliwy!").
Przy porannej kawie czas na przegląd prasy.
Z Pudelka dowiadujemy się , ze "wiek biologiczny Edyty G. wynosi 25 lat" (mój połowę tego), Gomez sprzedaje zapasową willę (no warto mieć jakieś drobiazgi w zapasie), a Coco "tyłek rośnie od ćwiczeń"(pffff ja nie muszę ćwiczyć i SAM rośnie).
Na znajomym forum motocyklowym ktoś rozpoczął wątek w temacie ekwipunek moto turysty -co należy zabrać? I owszem, WCALE nie dotknęła mnie uwaga o tym, że ktoś tam się skarży, że musi się zmieścić suszarka do włosów dla pasażerki (bo MUSI, prawda?), ale wzruszył doprawdy fakt, że dopiero na którejś stronie ktoś pisze "papier toaletowy". A kilka wpisów później ktoś inny dostrzega po co ten papier: "gdybyś się pos... gdy zauważysz czego Ci brakuje". No celna uwaga i doprawdy "to kobiety nie umieją się pakować"
Kobiety nie potrafią się zmieścić z bagażem a nie : pakować. Pfff.
A oto dowód na to, że najprostsze rozwiązania są najbardziej trafne...



czwartek, 1 maja 2014

O zawiłościach mapy.


 Owego czasu, nie tak dawno, pojechałyśmy  w Tatry - te "DUŻE"  bo Słowackie !
 
Jako, że Sem już wcześniej w TYM dokładnie miejscu była to odpuściłam sobie zupełnie planowanie trasy, bo kto jak kto, ale Sem na mapie zna się jak mało kto! Ba - nawet drogę na ferraty odnajduje w oka mgnieniu (włoskie, żeby nie było;-))  to co, wycieczki w Tatry nie zaplanuje ?! Jednak w tym dniu nastąpiła chyba jakaś pomroczność jasna albo i czarna dziura, niemoc chwilowa, tudzież ruchy tektoniczne miały niewątpliwie jakiś wpływ na trasę, która została przez Sem zatwierdzona, o czym już wkrótce CAŁA wycieczka miała się przekonać naocznie.

Dotarłyśmy więc do przecudnej urody dawnego schroniska, a aktualnie hotelu (w sumie różni się tylko tym, że aktualnie nie wynajmują miejsc na podłodze bo TO HOTEL JEST :/



 


Wczesnym świtem, jak przystało na odpowiedzialne turystki, na recepcji wpisałyśmy w książce czas i cel naszej wyprawy.
Czyli RYSY !

Ruszamy zatem, plecaki załadowane (głównie czekoladą...), uśmiechy na twarzach, mapa w ręce (Sem), która głosem zdecydowanym i radosnym wskazuje kierunek - na Osterwę !
- Magistralą dojdziemy - rzecze Sem,
upewniam się jeszcze:
- czy aby na lewo nie będzie szybciej ?
- może i Magistralą jest ciut (CIUT !!!) dalej ale też dojdziemy i za to JAKIE WIDOKI po drodze!!
Poczułam się przekonana i żwawo ruszyłam ścieżynką za Sem, która wyrwała w górę jak torpeda spragniona TYCH widoków.
 ...
Wlazłyśmy !!


Słonko zaczęło już grzać niemiłosiernie...w sumie to napierdalało jak mało kiedy, ale idziemy śmiało, radośnie, gęsiego, z pieśnią na ustach -spokojnie, świadków nie było !

Idziemy, idziemy, idziemy.....

To jest ten moment, kiedy 1/2 wycieczki wzięła mapę w swoje ręce i uświadomiła sobie gdzie jesteśmy my, a gdzie są Rysy...


A to jest druga cześć wycieczki, która się baaaardzo przejęła... :/


Nooo....to posiedziałyśmy sobie nad jeziorkiem - Batyżowieckim stawem, opróżniłyśmy zawartość plecaczków w towarzystwie dostojnego Gerlacha i ....pokornie wróciłyśmy do schroniska/hotelu.
A tak na marginesie - samej Magistrali też szybko nie zapomnę i naprawdę nie rozumiem, czy nie można było tego szlaku wytyczyć od wewnętrznej ....



Tak ! Można Magistralą dojść na Rysy, tylko jakoby czasu miałyśmy ciut mało. Groziłoby to również dyscyplinarką albo i grupowym zwolnieniem gdybyśmy w jednej fabryce pracowały. Jednakże, o nieeeee... !!!!!  nie to nas powstrzymało przed dotarciem na szczyt !


 - Po prostu miałyśmy za mało CZEKOLADY !!!