Jadę powoli, a deszcz regularnie uderza o szyby, potem nasila się, tłucze, łomocze, osiągam zawrotne 40/h a w głowie piosenka "a teraz maj uświęca ogrody". Może gdzieś daleko, może w jakiejś Francji albo innej Toskanii właśnie słońce nagrzewa kolorowe płatki i kiedy podnieść głowę to gra na nosie, we włosach na skórze.
Tu nie.
Tu walą pioruny, a Sem jeździ do domu z zawrotną prędkością, licząc kroki przebiegnięte do domu od garażu. Kiedyś uczyłam się francuskiego a Aspi grała na pianinie, dzisiaj Ona kona na szkoleniu a ja jeżdżę w deszczu.
Maj powinien ponoć być.. majowy..ale w każdej regule są ponoć wyjątki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz