czwartek, 29 stycznia 2015

O pracy i ala`książkach :-)


Bo życie nie musi być nudne, a sprawy, tak na pierwszy rzut oka zupełnie oczywiste. Bo można otaczać się przedmiotami budzącymi nasz zachwyt i pożądanie, a nie ciągle narzekać na nudę i nic z tym nie robić. Bo praca może zadawalać jeśli to ta upragniona i cieszyć każdego dnia równie mocno.

A właaaaaśnie…  koniec wywodu bo: zastanawiał się ktoś dlaczego tylu ludzi nie lubi, wręcz nienawidzi swojej pracy? Dlaczego narzekają na pracodawców, współpracowników i na to, na co poświęcają większą część swojego życia?
Bo ja się zastanawiałam i doszłam do pewnych wniosków, ale po kolei.

Jakiś czas temu, w księżycowy, śnieżny, mroźny wieczór chciałoby się napisać, ale nie – było zimno, ciemno, buro i nie mieliśmy na to większego wpływu… no więc  skorzystaliśmy  z eM z zaproszenia i udaliśmy się na spotkanie biznesowe (powiało wielkim światem ale to tylko z nazwy tak..wiecie – dla podniesienia rangi spotkania ktoś SE wymyślił;-)) no i na tym spotkaniu (uczestników tak na oko 50-ciu) padło sakramentalne pytanie „kto z państwa jest  zadowolony ze swojej pracy”? Rękę podniosły dwie osoby – ja i jeden facet w pierwszym rzędzie! O maatko – pomyślałam w pierwszej chwili – ale obciach. W tym samym momencie poczułam na sobie wzrok przynajmniej połowy uczestników spotkania (druga wlepiała gały w tego w pierwszym rzędzie) i to wzrok nie tyle, zdawałoby się  zazdrości ile… oburzenia! Pffffff……w oka mgnieniu uczucie obciachu gdzieś uleciało i zastąpiła go duma! A tak właśnie – DUMA !! 
Znaczna część tych oburzonych parała się ciekawymi zajęciami więc tym bardziej zaskoczył fakt ich niemocy łokciowej… I tak się z eM zastanawialiśmy z czego to wynika? Czy z nieodpowiedniej osoby/cech charakteru na nieodpowiednim stanowisku, czy… czy co? Po głowie chodził mi nepotyzm i inne koligacje niekoniecznie rodzinne…
A gdyby tak pozamieniać tych wszystkich niezadowolonych z innymi niezadowolonymi, na robotę jaką by chcieli wykonywać? Czy nie okazałoby się, że  procentowo wyjdzie na to samo, a tylko podmiot rozprawy, czyli zadowolenie pracowników wzrośnie? Bo zamiast w urzędzie jednym czy drugim,  na stanowisku które załatwił stryj jednego tudzież drugiego, podejmie on pracę w zawodzie o jakim marzył, ale nie otrzymał takowego, gdyż dyrektor tego trzymał stołek dla syna ciotecznej siostry swej, a tamten z kolei chciał być kierowcą TiR-a ale ambicje ojca na to nie pozwalały i wszystko załatwił ze swoim kuzynem przy butelce łiskacza, a  to oczywiście z dobroci serca dla potomka swego pierworodnego… I trudno pozbyć się wrażenia, że gdyby tak drążyć i pozamieniać tych niezadowolonych na tej sali,  z drugimi niezadowolonymi to wzrósłby poziom satysfakcji i zadowolenia pozostałych 47 osób (tak, tak - 47 bo w każdej grupie zawsze, ale to zawsze trafi się jeden wiecznie niezadowolony, zrzędliwy malkontent), a tym samym wzrosłaby i wydajność tychże dla pracodawców swych, którym by,  li tylko dane w księgach kadrowych odrobinę (a może i znacznie) się pozmieniały…
Pozostała część spotkania (biznesowego !!! :-I) przebiegła w spokojnej atmosferze ;-)

A wracając do tych nieoczywistych oczywistości z początku wpisu…

Fajowe kniżki? ;-)
Fajowe! – odpowie każdy



 foto by twelvesouth.com



 Ceny wprawdzie  "odrobinę" to pożądanie ostudzają, no ale...kto bogatemu zabroni ;-)





środa, 21 stycznia 2015

na Dzień Babci?



Kiedy otwieram pocztę przeraża mnie ile osób, która proponuje mi pomnożenie oszczędności (że się tak nie zastanowi jeden z drugim czy jest co mnożyć?)  i wiadomość przychodzi z dopiskiem „Re:” co by sugerowało, że jest to wiadomość zwrotna na moją wiadomość….doprawdy nie kojarzę żadnej Iriny tudzież Wieczysława  a alkohol piłam sto lat temu i nie tyle, żeby do obcych ludzi wysyłać jakieś wiadomości. Ogólnie…mam takie mieszane uczucia, wszechorgarniające poczucie zagubienia i obcości,  gdy nie wiem która to gwiazda w „Tańcu z gwiazdami” i pani z reklamy firmy ubezpieczeniowej bardzo mi się kojarzy z kandydatką na prezydenta.
Dzisiaj Dzień Babci…do tychże miałam szczęście, nie dość, że znałam dwie swoje prababcie to jeszcze w gratisie dostałam trzecią babcię „przyszywaną” i ogólnie były to super kobitki (a każda inna). Babcia mi się kojarzy z ciepełkiem, ciastem i dłońmi, ale też z łagodnym ale stanowczym napominaniem, mówieniem, jak trzymać sztućce, w jaki sposób „kobieta powinna” się wysławiać, zachowywać etc. Szczerze nie sądzę, żeby którekolwiek z moich babć czuła się niepewna czy zagubiona w dzisiejszym świecie (nie takie rzeczy jak zamieszanie w internecie w życiu, (prawdziwym życiu) widziały), myślę tylko, że twardo stąpały po ziemi i tym,  a  tym co je różniło od dzisiejszych kobiet było nie mazanie się nad sobą. Acz przynajmniej jedną z moich babć widzę w akcji gdyby zobaczyła jak się dziś „panienki” ubierają :P

Ja chyba bardziej strachliwa jestem ogólnie, lękiem mnie napawają powyższe maile, a kiedy pani w tv mówi, że „przez najbliższe dni od Pomorza przez Suwalszczyznę ku centralnej Polsce opady śniegu, deszczu i brak słońca” to chowam się głębiej pod kocem. Ogólnie rozumiem, dlaczego ludzie w Skandynawii piją, na Syberii i piją i w ogóle gdzie słońca nie ma tam jest spirytus. Też bym piła..nawet rozważam, kiedy ta pani tak mówi…ta namalowana pani…W ogóle taka się robię „spostrzegawcza co do urody” od czasu jednego artykułu o jednej projektantce i jej domniemanych operacjach, że spostrzegam gdy się komuś mimika z trudem zmienia. Są wszak kobiety, które gdy się uśmiechają to je ciągnie między łopatkami, a podniesienie brwi grozi pęknięciem dupska..ale fakt faktem, że te dupska to mają takie filigranowe nieco, zęby olśniewająco białe, rzęsami zaczesują grzywkę ale..tak mam (i pewnie z wiekiem mi się pogłębi), że zastanawiam się na ile to robota natury a na ile chirurga. No to stoi ta z tą chudą dupą i twarzą namalowaną i mówi ze od Pomorza przez Suwalszyznę…”można bardziej zepsuć nastrój? Moooożna, pewnie , ze można..jak się dostanie uprzejme zaproszenie bez możliwości odmowy na dodatkowe zebranie. Ach jakże uroczo, nes pas?

Zastanawia mnie czasem na ile jakieś zdarzenia, które nam się zdarzają zmieniają nasze poczucie swojego miejsca w życiu innych? Rozmawiam z M i gdzieś w tej wymianie zdań pada „ludzie nie rozstają się z miłości” Oburza się i puszy i w ogóle roi się od „nie każdy”, „nie zawsze”, „są przypadki” ..podsumowuję krótkim „akurat”… Chyba doszłam do takiego momentu już, że wiem, że należy oddzielać ludzi od motywów które im przypisujemy. Najczęściej bowiem się w tym mylimy, ale uważam też że są takie chwile, gdy nie można tracić swojej ziemi pod swoimi nogami (że tak pojadę metaforą).
Przypomniało mi się coś z bardzo dawnych nastoletnich wręcz czasów, Miałam kiedyś znajomego, zachowywał się jakby nie bardzo wobec bardzo mi bliskiej osoby ..iskrzyło na obwodach, pamiętam letni wieczór i dłuuugie rozmowy na schodach, w których ja starałam się go o czymś przekonać a on starał się udawać, że podziela moje poglądy uparcie broniąc swoich. „I kiedy powiedział, że idzie po rozum do głowy wiedziałam, ze wróci nieprędko.”




Niestety tak nie mam, niestety bo jedna z moich babć była ponoć przepiękną kobietą, może przynajmniej jakiś gen się odezwie kilka pokoleń dalej..no to czekamy :)

wtorek, 20 stycznia 2015

Dylematy księżniczek

Co czas jakiś dokonuję ważnego zakupu...przychodzi taka chwila, że trzeba zanabyć buty trekingowe...Niby nic, rynek na (lub nawet prze)... sycony, wybór ogromny, tylko rozbijać świnkę  skarbonkę i szaleć...Tyle pozory i stereotypy oraz powierzchowne wnioski! HA! Ma być odpowiedzialnie cenowo, na dobrym poziomie, z dobrą podeszwą oraz przy tym estetycznie. Zatem miotałam się, rwałam włosy z głowy, przymierzyłam wszystkie buty wszechświata, porozpaczałam, wpadła w panikę i...kupiłam. Tu : BRAWO JA! I.....są ze mną, w moim domku, przywiezione kilka dni temu...B patrząc na moje zachowanie komentuje, że cyt. "normalne kobiety tak się cieszą ze szpilek"..doprawdy nie wiem co jest dziwnego w przymierzaniu, zakładaniu, spacerowaniu po domu w nowych przecież butach (dodajmy takich pięknych, pięęęęękniusich butach), i nie widzę w tym nic niekobiecego, wszak przymierzyłam je do sukienki i żakietu, bo właśnie szykowałam się do pracy. But jest but! I nieistotne czy to szpilki, botki czy kozaki...każdymi należy się po kobiecemu DE-LEK-TO-WAĆ. Zanim wyjdę do pracy roześlę mmsy gdzie trzeba z dopiskiem "prawda, że cudne?""Prawda"(Czuję niedosyt.)"Ale prawda?""Tak, tak, cudne" (wciąż mi mało zaangażowania i oklasków)"Ale ładne mam butki, powiedz, że ładne..""BARDZO ładne masz butki""Eeeee coś mało Ci się podobają..pewnie przez zazdrość!"-odpisuję.


Jednym okiem podczas gotowania oglądam "Drogówkę" (lub coś  w ten deseń) i jednym uchem słucham dialogu:
-Przekroczyła pani prędkość o 38 km w terenie zabudowanym a wiezie pani dwoje dzieci..
-No wiem-mówi roześmiana-tatuś nie byłby dumny BO TATUŚ Z WASZYCH SZEREGÓW.
Ha-myślę sobie - chyba pani reguła lubienia Cialdiniego nie zadziała przed kamerami - i faktycznie nie działa..panowie uśmiechają się pod nosem oraz wypisują mandat i rozdają punkty..
W sumie jak już się powoływać na znajomości do któregoś pokolenia to bym nakłamała , że dziadzio Władzio to nie takie rzeczy z chłopakami z wojska robili...w 1410 ... na polach Grunwaldu...


A skoro już jesteśmy przy temacie księżniczek..to..otwarto po długotrwałym procesie unowocześnienia pobliski nowoczesny basen. Zatem o godzinie 6 minut 30 korzystam z chwilowo własnego toru, a nawet zaglądam do groty solnej...hmmmm..leżymy zatem z Olą na leżaczkach, pod lampami, ni powieczka nam nie drgnie, leżymy, delektujemy się nowoczesnością, relaksujemy się..trwaj chwilo. Chwila trwa...trwaaa....trwaaaaa.....
-No..-pyta ściszonym głosem Olga- i co??
-Hmmm???
-No-kontynuuje konspiracyjnie-i co się niby dzieje teraz?
-Cicho-uspakajam-siedź cicho i chłoń jony!
-Ale że te jony działają tylko jak siedzę cicho?-pyta nadal szeptem O.
-A wiadomo to...-nie podnoszę powiek-cicho siedź BO SIĘ JONY WYSTRZASZĄ..
Spędzamy kolejne minuty w kompletnej ciszy i pustce, Olga, ja i grota solna..puściutka...


...nie licząc płochliwych jonów

"Ja kobieta" - czyli mms od koleżanki



"JA, KOBIETA: 
Nie czytam żadnych instrukcji. Wciskam guziki, aż zadziała.
Nie potrzebuję alkoholu, żeby narobić sobie obciachu. I bez alkoholu daję radę!
Nie jestem rozkapryszona, tylko "emocjonalnie elastyczna"! 
Najpiękniejsze słowa świata: "Idę na zakupy" :) 
Nie mam żadnych dziwactw! To są "special effects"! 
Kobiety powinny wyglądać jak kobiety, a nie wytapetowane kości! 
Przebaczyć i zapomnieć? - Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam Alzheimera! 
My kobiety jesteśmy aniołami, a gdy się nam podetnie skrzydła, lecimy dalej - na miotle! 
To nie jest żaden tłuszcz! To "erotyczna powierzchnia użytkowa"! 
Gdy Bóg stworzył mężczyznę, obiecał, że idealnego faceta będzie można spotkać na każdym rogu... a potem uczynił ziemię okrągłą!!! 
Na moim nagrobku niech będzie napis: "Co się głupio gapisz? Też bym wołała leżeć teraz na plaży!" 

I rytualny dopisek:
"Prześlij tę wiadomość do fajnych dziewczyn, a wtedy... 
jak zwykle... 
nic się nie wydarzy :) 
...ale przynajmniej je rozbawisz :-)"

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Z cyklu: wygrzebane z czeluści Internetu !


Nawiązując do refleksyjnego wpisu Sem...

... (przynajmniej w części trzeciej;-) ) – do pierwszej też dorzucę trzy grosze ale to za chwilę, wszak są jakieś priorytety!! …więc wracając do śniegu… taaaak… jak sięgam pamięcią lat tych kilka z hakiem (mniej optymistycznym jest fakt, iż ten hak coraz większych rozmiarów) to zimą KIEDYŚ zawsze, ale to zawsze był śnieg. Do mojej chałupinki prowadzi uliczka, która za lat śniegowych nie podlegała gminnemu odśnieżaniu – bo i który sprzęt zmechanizowany dałby radę kilkumetrowym zaspom… tak więc ojciec z łopatą w dłoni codziennie rano machał dzielnie na prawo i lewo aby można było z czeluści domostwa dostać się wąską ścieżynką na drogę główną-wojewódzką. I pamiętam jak dziś, gdy wychodząc do przedszkola, dumnie kroczyłam przez tunel śniegu wysoki na kilka-dziesiąt, wtedy zdawało mi się metrów... i nawet biorąc poprawkę na wzrost przedszkolaka to i tak te śnieżne mury byłe wyższe od ogrodzenia i sięgały dokąd łopatą dało się śnieg na boki wyrzucić. Iście bajkowy był to krajobraz i żal czasem, że już tylko z najgłębszych zakątków pamięci można wydobyć go na światło dzienne… aczkolwiek patrząc z drugiej strony – ojca machającego łopatą to nie wyobrażam sobie, żebym miała wstawać rano o 3 i robić otwór na auto, bo niby jak inaczej dojechać do roboty. Zakładając, że autobusy miejskie jechały tak średnio co trzeci -po odmarznięciu i przy założeniu, że akumulator w tychże był na jako takim chodzie, to doskonale pamiętam też godziny na mrozie w nadziei, że jakimś cudem dotrze się do domu przed północą… a ileż to kilometrów po kolana w śniegu robiło się nieraz bo „następny autobus za dwie godziny… o ile w ogóle przyjedzie….”


Na religię jeździło się na łyżwach (bo religia nie była w szkołach tylko salkach, a łyżwy w mojej szkole posiadał każdy dzieciak) a ze szkoły wracało zamarzniętą rzeką… dwie godziny dłużej… o awanturze w domu nie wspomnę bo i po co psuć tak piękne wspomnienia ;-)… a po lekcjach całą bandą robiliśmy ślizgawkę i szaleli dopóki rodziciele nie zaciągnęli nas siłą do domu. W budowaniu iglo osiągnęliśmy tytuł inżyniera, a w bitwach na śnieżki – poziom olimpijski. 

Pamiętacie jaką frajdę przysparzało robienie orła na śniegu? I choć wracaliśmy do domów zmarznięci, oblepieni śniegiem, z czerwonymi polikami na twarzy to nie przypominam sobie, żeby był jakiś masowy pogrom przeziębień z powodu tarzania się w śniegu.
I jeszcze pamiętam jak łapaliśmy płatki śniegu i porównywali te sześcioramiennie kryształki lodu - każda była inna i każda wyjątkowo piękna! 

A smak śniegu pamiętacie? Bo nikt mi nie wmówi, że nie kosztował ;-)





A co do pigułki „dzień po” to… 
w sumie nic mi się nie chce komentować – Sem tym jednym zdaniem pośrodku wyczerpała go skutecznie i nad wyraz trafnie.

niedziela, 18 stycznia 2015

o tym i owym

Pochylona nad papierami słyszę rozmowę o pigułce "dzień po"
-Przecież to nie jest dla piętnastolatek, bo to mocny lek.
-No i nie tani.
-Jak taka piętnastka musi zapłacić 60 czy 80 zł to sporo..
-A ile wychowanie dziecka będzie kosztować?
Jakoś nikt się nie zastanawia, czy piętnastolatka nie powinna mieć dnia przed.
-I pomyśl jaka będzie dostępność tego..
-Jak będzie udana zabawa w remizie to pigułki w całej gminie nie uświadczą.

Chowam się za papierami, żeby lepiej udawać, że nie słyszę, ani nie rechotać nadto.

***

Późnym wieczorem na posesję wjeżdża samochód, z którego wyskakuje dżentelmen w wieku na oko lat osiemnastu, w garniturze z bukietem róż pod pachą..okazuje się, że to absztyfikant Patrycji którą zaprosił przez internet na studniówkę i przyjechał pod wskazany adres...paskudnie się robi, bo ani pod tym adresem ani w najbliższej okolicy Patrycji nie uświadczysz..Myślę sobie..cóż za zła kobieta z tej Patrycji była  patrząc na chłopię w garniturze i zaraz potem przychodzi refleksja o tym, że internet to zło! Za moich czasów to były zaloty, stroszenie piórek, podrywanie, chodzenie a potem ewentualnie studniówka..czy nie pomyśli który (jeden z drugim), że Patrycja może mu się w najgorszym razie okazać spasłym pedofilem-eksperymentatorem-psychopatą, a w najlepszym nagrzmocić się i narobić obciachu przed matura i gronem pedagogicznym pokazując rajstopy w nieco niezamierzonym  acz niezapomnianym renverse par terre.
Ech..straszny, zły świat.. z okrutną Patrycją w pakiecie!
Kiedy samochód opuszcza posesję myślę sobie, że to zołza i kawał zdziry.

***

A w ogóle to zima to trochę jakby bezśnieżna, nie uważają , Szanowni? Pamiętam jak ferie były jedne, dla wszystkich w jednym terminie, an terenie całego kraju i jakoś nikt nikomu nie zabrał ani stoku, ani łyżew, że o Teleferiach nie wspomnę...i dziś tak pławiąc się we wspomnieniach z łezką w oczu, kiedy wydawało mi się, że interlokutor podziela moje rozrzewnienie wynikające z przeszłych (więc w podmiocie domyślnym prawidłowych) założeń usłyszałam "noooo , masz rację, a kiedyś to w ferie nawet śnieg był! ..a teraz będzie w wakacje!"




czwartek, 15 stycznia 2015

O postanowieniach noworocznych (też będzie)...

Człowiek żyje sobie na tym świecie lat już kilka z hakiem, część z tego życia przesypia, pozostałą czuwa, robi zakupy, pichci w garach, chodzi do pracy z większym lub mniejszym entuzjazmem, sprząta (no nie przesadzajmy;-) ), odpoczywa (to już prędzej), realizuje swoje zainteresowania i pasje, PROWADZI BLOGA ;-) no dooobra -od czasu do czasu coś tam skrobnie,  spotyka ze znajomymi, wychodzi do kina, teatru (tudzież na łabędzia w jeziorze;-) wspomnienia którego do dzisiaj przyprawiają o banana na twarzy nielicznym uczestnikom tej imprezy - czyli Sem i mnie), pochłania książki – które wcześniej wącha :-I , zwiedza sobie okolice z perspektywy roweru (zanim kolano szlag nie trafił), chodzi po górach (thia… to nawet przed snem powinno się pojawić ale chronologia nigdy nie była moją mocną stroną) 
Tak więc leci sobie ten czas, dzień za dniem przemija, a ja dreptam po tej Matce Ziemi nie uświadomiona do tej pory, iż oto jestem tą osobą, na której można zrobić, w mniemaniu niektórych złoty interes ! 

Podobno lepiej późno niż wcale – jak slogan głosi, zostać uświadomionym… Podobno... tylko pewna nie jestem dla kogo to lepiej… 

Żeby nie było – podziwiam, i to bardzo ludzi, którzy prowadzą swój własny, mniejszy lub większy interes. Podziwiam, bo to nielekki kawałek chleba troszczyć się nie tylko o siebie, swoją rodzinę ale także o pracowników i (teoretycznie przynajmniej) ich rodziny… Podziwiam, bo ze mnie taka businesswoman  jak z koziej dupy trąbka. I nie mam ani smykałki, ani szczęścia do interesów. A jeśli jestem w posiadaniu rzeczy, które innym by radość sprawiły to wolę podarować, niż spieniężyć. Szlachetne ? – być może. Aczkolwiek ja tego w takich kategoriach nie rozpatruję, a do szlachetności pewnie mi daleko.  Bynajmniej też takiej postawy od nikogo nie oczekuję, bo zwyczajnie nie lubię mieć długów wdzięczności.  A prezenty, tak bez okazji to tylko od bliskich mi osób sprawiają radość, bo wiem, że są bezinteresowne i szczere.

Ale jedno jest pewne - nikt nie lubi być naciągany, a oczu mieć mydlonych. Bo niezależnie od formy zatrudnienia mamy swoją godność i poczucie wartości. A słowo przyjaźń czy bliższa znajomość rozumiemy w zgoła innych kategoriach.

Dziękuję zatem losowi za ten kubełek zimnej wody, który dba o to, żeby na bieżąco weryfikować relacje międzyludzkie.

Gdzieś jest plus, gdzie indziej minus, bilans zawsze musi wyjść na zero.