Tak więc leci sobie ten czas, dzień za dniem przemija, a ja dreptam po
tej Matce Ziemi nie uświadomiona do tej pory, iż oto jestem tą osobą, na której
można zrobić, w mniemaniu niektórych złoty interes !
Podobno lepiej późno niż wcale – jak slogan głosi, zostać
uświadomionym… Podobno... tylko pewna nie jestem dla kogo to lepiej…
Żeby nie było – podziwiam, i to bardzo ludzi, którzy prowadzą swój
własny, mniejszy lub większy interes. Podziwiam, bo to nielekki kawałek chleba
troszczyć się nie tylko o siebie, swoją rodzinę ale także o pracowników i
(teoretycznie przynajmniej) ich rodziny… Podziwiam, bo ze mnie taka businesswoman jak z koziej dupy trąbka. I nie mam ani smykałki, ani szczęścia do interesów. A
jeśli jestem w posiadaniu rzeczy, które innym by radość sprawiły to wolę
podarować, niż spieniężyć. Szlachetne ? – być może. Aczkolwiek ja tego w takich
kategoriach nie rozpatruję, a do szlachetności pewnie mi daleko. Bynajmniej też takiej postawy od nikogo nie oczekuję,
bo zwyczajnie nie lubię mieć długów wdzięczności. A prezenty, tak bez okazji to tylko od
bliskich mi osób sprawiają radość, bo wiem, że są bezinteresowne i szczere.
Ale jedno jest pewne - nikt nie lubi być naciągany, a oczu mieć
mydlonych. Bo niezależnie od formy zatrudnienia mamy swoją godność i poczucie
wartości. A słowo przyjaźń czy bliższa znajomość rozumiemy w zgoła innych kategoriach.
Dziękuję zatem losowi za ten kubełek zimnej wody, który dba o to, żeby
na bieżąco weryfikować relacje międzyludzkie.
Gdzieś jest plus, gdzie indziej minus, bilans zawsze musi wyjść na zero.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz