piątek, 2 stycznia 2015

O kindersztubie, świętym oburzeniu i aferze pampersgate.

Od paru dni, a dokładnie 5. ( pięciu)  Internet wrze!
Rozgorzała dyskusja na temat zafajdanego pampersa w jednej z warszawskich restauracji. Kto jeszcze o tym wiekopomnym wydarzeniu nie słyszał to przedstawiam krótki rys historyczny:
Dziennikarka* wyborczej.pl ośmieliła się oto (-to szuja jedna-zawyrokowały matki rodzicielki) nie tylko sklecić ale i OPUBLIKOWAĆ felieton z życia wzięty, o „młodej” matce zmieniającej na jej oczach, a nawet, jak to sama ujęła „pod jej nosem” –(ten organ okazał się tu być znamiennym)- pampersa z niespodzianką, przy stoliku restauracyjnym, pomiędzy innymi uczestnikami przestrzeni publicznej jaką stanowi restauracja.

Tak – to te miejsce, gdzie zazwyczaj podaje się jedzenie.
No i sanepid też czasami zagląda… 

Pytanie brzmi: Dlaczego chamstwo ubrane w szmatki „matki -dzieciom” w jednej chwili staje się nietykalne ?


Gdy zainteresuje mnie artykuł, mam w zwyczaju czytać komentarze pod nim, i nie inaczej uczyniłam tym razem. Na szczęście wiarę w ludzi przywróciły mi osoby, które będąc w większości, w tym MATKI (sic!) zwróciły jednak uwagę na (uwaga, teraz będzie trudne słowo)  kulturę osobistą tejże „rodzicielki”, że nie wspomnę o higienie czy ilości bakterii jakie zawiera ludzka kupa. Kupa będąca w bliskiej styczności z posiłkiem znajdującym się nieopodal, tuż, na talerzu….

No i umówmy się – niemowlęca kupa to nie fiołki!

W tonie wielkiego oburzenia, dzień później,  po nieprzespanej zapewne nocy, powstał kolejny artykuł, jako odpowiedź na felieton tej Pierwszej. Tym razem opublikowany na wysokich obcasach.pl uczyniony przez, jak się sama  autorka podpisała - Doktor, Socjolożkę*… (wszelkie „lożki” jakoś średnio do mnie przemawiają ale może uprzedzona jestem). Którego komentarze ubawiły mnie bardziej aniżeli niejeden kawał satyryków współczesnej sceny rozrywki. I jak zwykle wśród czytelników,tak i tym razem nie zawiodły osoby, które czytają tylko to, co chcą przeczytać, przyswoić, a i to rzadko ze zrozumieniem, a jeszcze rzadziej mijając się w ogóle z celem wypowiedzi własnej.
No ale dobijając do brzegu… Maluchy są kochane, nie przewidzą, że będzie się im chciało siusiu albo i coś więcej ale mamy powinny się na taką okoliczność przygotować, nie zachowując się przy tym jakby były pierwszymi rodzicielkami na świecie, które mają dzidziusia, bo NIKT INNY NIE MA I NIE WIE JAK TO JEST!
A więc obalam mit – inni/e wiedzą jak to jest. Ba ! Wiedziały lata temu. Ale te „lata temu” taka dyskusja nie miałaby miejsca, bo też ówcześni rodzice nie byli wychowywani w duchu, że wszystko im wolno, że są pępkiem świata, a zasady te stosowali również przy wychowywaniu własnych dzieci.  

Bo nie wszędzie wszystko można, bo powinno się szanować innych ludzi. Bo nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych ludzi. Zwłaszcza w tej, podnoszonej przez autorkę przestrzeni publicznej.  

Ktoś pyta dlaczego skupiamy uwagę li tylko wyłącznie na matce? Bo jak trafnie ktoś inny zauważył  "to matka uczy dziecko podstawowych zachowań. To matka karmi i przewija w ustronnym miejscu, ucząc dziecko intymności, to matka tłumaczy, że dziewczynki siadają ze złączonymi kolanami, że chłopcy powinni być rycerscy, że chodzimy prawą strona ulicy/korytarza, że przed wejściem do pomieszczenia dajemy pierwszeństwo wychodzącym, znajomym się kłaniamy i swoją obecnością nie zakłócamy ogólnego ładu. Że owszem, żyjemy, ale pozwalamy także żyć innym.”


Na koniec więc złota myśl i puenta z wieczornych rozważań:

Proszę państwa – srywamy i sikamy w kibelku !
;-)

*nazwiska pań celowo pominęłam, ale można sobie wygooglać i bez trudu znaleźć.



A tak w ogóle to WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU, Robaczki :-))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz