Zawsze było wszystko na ostatni moment, prezenty, o Booooziu robione w Wigilię, między zrobieniem moczki, a smażeniem karpia… z jęzorem wywalonym do kolan i zadyszką zapuszczonego, brzuchatego, siwiuteńkiego Mikołaja… latałam z obłędem w oczach pomiędzy półkami, spanikowana – bo nie lubię na odpieprz byle czego darować, poganiana pierwszą gwiazdką, która już po oczach dawała swym blaskiem, zła na samą siebie, że „można przecież było wcześniej” i wkurwiona na cały tłum klientów, którzy podobnie jak ja – super zorganizowani i w podobnym stopniu zapobiegliwi…
No i oczywiście – jeszcze obowiązkowa wizyta na poczcie, bo kartki świąteczne przecież trzeba by wysłać, i to najlepiej metodą teleportacji ale…to jeszcze nie ta epoka – więc, priorytetem licząc naiwnie, że adresaci zwalą miłosiernie na pocztę, a nie na tą, która im życzy spokojnych Świąt….
A teraz? – prezenty skompletowane już od dni paru – w sumie to tylko samochodziki Mańka trzeba było wyrwać siłą perswazji (i kilkoma artykułami kodeksu karnego) z rąk cwanego sklepikarza , papier świąteczny czeka cierpliwie na sprawne pakowanie, kartki wykaligrafowane (a co!) – na wysłanie, bakalie kupione, pierniki upieczone, okna pomyte już przed pierwszą falą mrozów, łazienka wypucowana czterokrotnie - lśni jak nie powiem komu co (…ale ma cztery łapy;-P ), brakuje tylko bym w stroju śnieżynki paradowała po salonach, z pastorałką na ustach i lampionem w dłoni, przy akompaniamencie harf a nawet i cytrze, zalotnie szarpanej dłonią spaśnego amorka, głosiła na prawo i lewo, że – hellooooł - ja JUŻ GOTOWAM (a wy jak zwykle nie?!?!?! :P ) !
I to wszystko przed tygodniowym urlopem, na którym będę, nie opcjonalnie a w kolejności: odpoczywać, relaksować się w SPA, odwiedzę kosmetyczkę , poczytam Beksińskich, spotkam z kumpelami na corocznych „mikołajkach w knajpce”, umówię się z Dagą, ODWIEDZĘ SEM !!! …
…nie
no… zdecydowanie coś jest na rzeczy…
PS. A może by tak wziąć i profilaktycznie testament spisać....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz