A jeśli tą miniaturką jesteś Ty... a ktoś jest nadal z Tobą pomimo tego, że widział jak płaczesz, jak jesteś bez makijażu, jesteś pijana i gadasz głupoty...i nie widzi niedociągnięć, szumów i wad w rozmiarze niekiedy bardzo full... czy już wiesz co oznacza...? ;-)
niedziela, 29 czerwca 2014
O makro (cd.)
A może...
Może tak sobie usiąść i poczytać?
Zamknąć się w kącie, otworzyć książkę...odpłynąć.
A może tak sobie zapaść się w inną, miękką, pachnącą drukiem rzeczywistość, żeby mieć świadomość przynajmniej, kiedy przekracza się miękką granicę rzeczywistego z wymyślonym, a to drugie pachnie papierem i farbą drukarską..
A może przestać odczuwać, myśleć, bawić się tym, jakie obrazy tworzą się w głowie, co się w związku z nimi czuje, jak szybko wdycha się powietrze. A może tak jest lepiej?
A może przestać odczuwać, myśleć, bawić się tym, jakie obrazy tworzą się w głowie, co się w związku z nimi czuje, jak szybko wdycha się powietrze. A może tak jest lepiej?
Może wygodniej czytać niż pisać czasami.
W końcu odpowiedzialność bierze bajkopisarz nie czytelnik.
środa, 25 czerwca 2014
Plum
Pamiętacie malowanie farbkami, gdy pierwszy raz w kubeczku z czystą wodą zanurzamy pędzelek? Albo wpuszczamy kroplę farbki? Plum..i nagle spokój ozywa kolorem. :)
No to....
No to....
plummmmmm....
To tu to tam - podziemnie
Dzisiaj pójdziemy do podziemi. Walim i Osówka znajdujące się kilkadziesiąt metrów pod ziemia bunkry, które wybudowali hitlerowcy siłą i ofiarą życia tysięcy więźniów i ..jeńców. Miejsce mokre, chłodne i ciemne...biorąc pod uwagę hipotezę, że miało być miejscem schronu Hitlera na wypadek wybuchu atomowego..nie dziwi..szczury zawsze chowają się w takie obrzydliwe miejsca. Uderza tam przygnębiający nastrój, raczej zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie jest wycieczka z cyklu lekkich, łatwych i przyjemnych....chociaż szły na czele wycieczki dwie panie, obie w sandałkach woda chwilami do kostek) i stale poprawiały makijaż....
Najbardziej podobało mi się, gdy przewodnik chcąc wciągnąć w dialog wycieczkę spytał:
-Kiedy zrzucano bombę na Hiroszimę to zrzuconą ją na wojsko czy na zwykłych ludzi?
Zapanowała niezręczna cisza...pierwszy rząd poprawiał makijaż..
Chodniki...
Łódki....
Sem.
-Kiedy zrzucano bombę na Hiroszimę to zrzuconą ją na wojsko czy na zwykłych ludzi?
Zapanowała niezręczna cisza...pierwszy rząd poprawiał makijaż..
Chodniki...
Łódki....
Sem.
W dzieciństwie ciągano nas na wycieczki po kopaniach..jak to na Śląsku.
Ale jakoś nie mogę powiedzieć, żeby miejsce, gdzie żyją skrzydlate myszy, kapie po ścianach i zimno jak diabli..było moim środowiskiem naturalnym.
wtorek, 24 czerwca 2014
To tu to tam-Czocha
Zamek Czocha powstał w XIII w , czyli wtedy, gdy szłyśmy z Aspi do przedszkola.
No to ekhm dziś będę Waszym przewodnikiem.
Wiedzę mam niewielką to się nie nachodzimy. Zatem ów zamek, powstały w wieku XIII to miejsce od progu pełne tajemnic..właściwie od mostu, gdyż ów był niegdyś drewniany. Idący żałobny kondukt był jednakowoż ofiarą zbiorową braku konserwacji i prócz nieboszczyka żałobnicy owego dnia stracili nieco witalności...co ponoć przyczynić się miało do inwestycji budowlanej i powstania mostu kamiennego..ponoć..jeśli wierzyć legendom...Zamek ma również łoże z zapadnią (po konsumpcji małżonek pozbywał się drugiej połowy sprytnym "pyk" i ta leciała wprost do loszku i..do rzeczki, apropo's małżeństwa...jest studnia niewiernych żon (nie, nie szukały tam wody..przynajmniej nie: dobrowolnie szukały) oraz ..zamurowane w kominku niemowlę (lokalny koloryt i ludowość, nieprawdaż?). A właśnie..kominek...Prawda, że ładny?
Pańcie takie się trzymają, a między nimi herby i znaczki :)...nie tylko tam.
Ostatnim właścicielem zamku Czocha był niejaki Ernest von Gutschow, który zgromadził tu rozliczne dzieła sztuki. Były wśród nich ponoć insygnia koronacyjne Romanowów, biżuteria, obrazy i przebogata biblioteka. (Większość skrupulatnie rozkradziona.)
Zaś na stryszku wieży spotkać można skrzaty...
..prawdziwe.
No to ekhm dziś będę Waszym przewodnikiem.
Wiedzę mam niewielką to się nie nachodzimy. Zatem ów zamek, powstały w wieku XIII to miejsce od progu pełne tajemnic..właściwie od mostu, gdyż ów był niegdyś drewniany. Idący żałobny kondukt był jednakowoż ofiarą zbiorową braku konserwacji i prócz nieboszczyka żałobnicy owego dnia stracili nieco witalności...co ponoć przyczynić się miało do inwestycji budowlanej i powstania mostu kamiennego..ponoć..jeśli wierzyć legendom...Zamek ma również łoże z zapadnią (po konsumpcji małżonek pozbywał się drugiej połowy sprytnym "pyk" i ta leciała wprost do loszku i..do rzeczki, apropo's małżeństwa...jest studnia niewiernych żon (nie, nie szukały tam wody..przynajmniej nie: dobrowolnie szukały) oraz ..zamurowane w kominku niemowlę (lokalny koloryt i ludowość, nieprawdaż?). A właśnie..kominek...Prawda, że ładny?
Pańcie takie się trzymają, a między nimi herby i znaczki :)...nie tylko tam.
Ostatnim właścicielem zamku Czocha był niejaki Ernest von Gutschow, który zgromadził tu rozliczne dzieła sztuki. Były wśród nich ponoć insygnia koronacyjne Romanowów, biżuteria, obrazy i przebogata biblioteka. (Większość skrupulatnie rozkradziona.)
Zaś na stryszku wieży spotkać można skrzaty...
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Zza krat na wybieg...
A w dzisiejszych Faktach: ...wyświęcono pastora...transwestytę...najpierw 10 lat temu był kobietą, potem odkrył, a przepraszam - ODKRYŁA u siebie homoseksualizm, a następnie zmieniła płeć...teraz odkryła powołanie i została eee...został pastorem... dzisiaj wygłosił swoje pierwsze kazanie...
no ekscytujące wiadomości...
i kolejny news: wybory kandydatów na top modeli....chwilowo osadzonych w zakładzie karnym... "posiadający już pseudonimy sceniczne" - "pies", "łysy", "gruby"...no do wyboru do koloru, w zależności od prezentowanej kolekcji....
... i to są główne wydania FAKTÓW ! ..no i przecież !!!....jeszcze afera taśmowa....yyyyy.....no!
no ekscytujące wiadomości...
i kolejny news: wybory kandydatów na top modeli....chwilowo osadzonych w zakładzie karnym... "posiadający już pseudonimy sceniczne" - "pies", "łysy", "gruby"...no do wyboru do koloru, w zależności od prezentowanej kolekcji....
... i to są główne wydania FAKTÓW ! ..no i przecież !!!....jeszcze afera taśmowa....yyyyy.....no!
Idę poczytać o Krakersie i Lichotce....
Kiedyś tam...
Ha!!! - Wróciła.... no to dwa miesiące laby... ;-)
...w międzyczasie skoczę SE do Szwajcarii...tej szwajcarskiej...
...ale tylko wspomnieniami...:-(
Zatem proszę napawać oczęta widoczkami:-)
Jakikolwiek komentarz myślę zbędny...
To tu to tam
"Kochanie wychodzę na 5 minut do Magdy. Zamieszaj bigos co półgodziny, dobrze?"
Podobnej treści rozmowa odbyła się między mną a Aspi i...przepadłam. W kierunku nieco zachodnim. Opowiem wszystko i w kolejności dość dowolnej, bo na tym blogu chronologia i czasoprzestrzeń traktowane są w sposób dość umowny. W każdym razie odwiedziłam okolice Wrocławia (drugi raz w życiu, w tym pierwszy raz w życiu dobrowolnie*), lochy, sztolnie, bunkry i zamczyska, w których tyle kobiet w ścianach zamurowano, że strach zwiedzać od zewnętrznej, żeby ktoś Cie tynkiem nie zaprawił (ze złośliwości lub zwyczajnie z przyzwyczajenia). Ale o tym po kolei..Usiądźcie zatem Dziatki zgodnym kołem i słuchajcie w zadziwieniu a ciocia Sem opowie wam, gdzie była i co robiła.
Zacznijmy zatem od...Bastei.
W Szwajcarii..Saksońskiej (żeby nie było, że myknęłam sobie tak ot do Szwajcarii nie zabierając Aspi), zatem w tej Saksońskiej..nad nijaką rzeką Łabą..
W Górach Połabskich, które przypominają nasze Stołowe..albo po prostu bałwanki...
Wystawili sobie Germanie z dużym wsparciem Matki Natury "Basztę". Nieco majestatyczne bałwanki wspierają most,który prowadzi do ruin Zamku Neurathen (którego nie ma) drepcząc po moście takie oto mamy widoki.
Most zaś robi wrażenie..chyba podobne bałwankom. Nieco bajkowe...
Można(by) ulec większemu urokowi, gdyby nie wszechobecny język Goethego, który rani uszy. C.D.Friedrich uległ...i chwąła Bogu, bo zrobił to tak:
A ja ze swojej skromnej strony tak :
I choć Friedrichowi do pięt mi daleko to powiem sobie skromne "ach" i cdn.
*Pierwszy i dotąd jedyny mój pobyt we Wrocławiu ograniczył się do dworca PKP i wynikał z faktu, że wsiadłam do niewłaściwej części pociągu. Ta właściwa pojechała do domu...ja byłam w drugiej, o czym zorientowałam się po 3 godzinach jazdy na Śląsk....
tylko ten niewłaściwy.
Ale ..to już inna historia. :)
niedziela, 22 czerwca 2014
Makro - podejście drugie...
Wiem! Jak nie pisze to nie pisze, a jak się zebrała to po dwa posty na dzień smaruje... No cóż - Założycielka kazała to się słucham! :-P
W moim ogródku...na balkonie w sumie;-) takie oto maleństwa pozowały, w strugach deszczu i wiatru;-)
W moim ogródku...na balkonie w sumie;-) takie oto maleństwa pozowały, w strugach deszczu i wiatru;-)
Nuda, panie, nuda...
I co? tyle było planów na dziś, tyle plenerowych oczekiwań i co? Ano nic, bo leje! Leje i wieje...jednym słowem pogoda jaka jest każdy widzi ! Ale jak słonko świeciło i grzało to się narzekało (ja NIE !!), że okropne te lato bo to już drugi (DRUGI) dzień upałów... że wytrzymać się nie da (zaledwie 32stopnie były), że co to za klimat....noooo to teraz mamy klimat jak ta lala - do dupy rzekłabym! Przynajmniej nadrobię zaległości książkowe, bo stosik rośnie, ojjjj rośnie.... Kończę "Dożywocie" i mam jeszcze "Nomen Omen" tej samej autorki....ale chyba jakimś kryminałem to przedzielę...no może nie od razu powrót do polskich morderczyń ale coś w tych klimatach... swoją drogą baaaardzo inspirujące... ;-))))))
A w tym czasie na Krecie....
A w tym czasie na Krecie....
ohydnie czyste niebo, słonko, szum morza.... noooo....są powody do narzekania....
naprawdę....
PS. Właśnie przestało padać i słońce wyjjjjszło zza chmur ! :-D - to lecę, pa !
sobota, 21 czerwca 2014
O sobotnim dniu...nic specjalnego!
Czasami mam tak - jak dzisiaj, że zerwę się bladym świtem o 05:45 wyspana, rześka, pełna energii i chęci wszelakiej, a czasami (i to niestety zdarza się częściej) dzień przeleci nie wiadomo kiedy, a ja wieczorem z przerażeniem stwierdzam, że nic nie zrobiłam! I działający Internet - jak się okazuje, nie ma z tym wiele wspólnego! Bo coś koło 9-tej rano miałam już wysprzątaną chałupę i obskoczony internetowy codziennik, zrobione zakupy i zapeklowane skrzydełka, sztuk 35 - tak, to tylko na dziś ;-) A! - i dwie blachy ciasta drożdżowego z truskawkami (kupionymi też rano na targowisku) i kruszonką - właśnie stygną mi w kuchni...ba! - aktualnie kończę kawę z kawałkiem rzeczonej drożdżówki!
Express TUTORIAL:
To nie jest blog kulinarny więc zdjęcie też mało profesjonalne ;-)...i nadgryzione (bynajmniej nie zębem czasu)...
No i nie wiem czy być dumną z siebie czy przerażoną, bo a nóż ktoś mi w nocy amfę wtłoczył w organizm i stąd te wysokie obroty....
A Sem sobie wyjechała, porzuciła, opuściła...i tylko esy śle "dbaj o blogaska bo chwastami zarośnie"...ano staram się, staram...ale na ile weny starczy to jedynie ten od amfy wie! Ale wróci, pałeczkę przejmie, a ja wtedy hajlajf przez jakieś dwa miesiące ;-P
Od wczoraj wzięłam też na warsztat czytelniczy "Dożywocie" Marty Kisiel - lekka, łatwa i przyjemna rzekłabym tak górnolotnie, aczkolwiek śmiechem nie wybucham jak to recenzje co poniektórych głoszą....jednak nie jestem wyrocznią w tym temacie bo ja podobno osobliwe mam poczucie humoru... więc...polecam, polecam - a jakże! Doczytam do końca bo mimo wszystko fajnie by było mieć takiego Licho do sprzątania, do tego paradujące w bluzie z okolicznościowym nadrukiem i kaloszach, że o gotującej ośmiornicy - Krakersie nie wspomnę, bo codziennie to ja na "haju" nie bywam ;-)))
Express TUTORIAL:
truskawy
zaglądamy pod ręcznik rosnącego ciasta...(ciiiii.....)
wash and go
No i nie wiem czy być dumną z siebie czy przerażoną, bo a nóż ktoś mi w nocy amfę wtłoczył w organizm i stąd te wysokie obroty....
A Sem sobie wyjechała, porzuciła, opuściła...i tylko esy śle "dbaj o blogaska bo chwastami zarośnie"...ano staram się, staram...ale na ile weny starczy to jedynie ten od amfy wie! Ale wróci, pałeczkę przejmie, a ja wtedy hajlajf przez jakieś dwa miesiące ;-P
Od wczoraj wzięłam też na warsztat czytelniczy "Dożywocie" Marty Kisiel - lekka, łatwa i przyjemna rzekłabym tak górnolotnie, aczkolwiek śmiechem nie wybucham jak to recenzje co poniektórych głoszą....jednak nie jestem wyrocznią w tym temacie bo ja podobno osobliwe mam poczucie humoru... więc...polecam, polecam - a jakże! Doczytam do końca bo mimo wszystko fajnie by było mieć takiego Licho do sprzątania, do tego paradujące w bluzie z okolicznościowym nadrukiem i kaloszach, że o gotującej ośmiornicy - Krakersie nie wspomnę, bo codziennie to ja na "haju" nie bywam ;-)))
Ktoś się orientuje, czy ciasto drożdżowe to idzie w boczki czy w cycki...? :-I
wtorek, 17 czerwca 2014
Mam dzwonek i nie zawaham się go użyć !
O ! - właśnie taki czaderski ;-)
noo dooobra... nie użyłam bo nie było na kogo...były tylko kaczki, pliszka, dwa łabędzie, jakieś szmery (bajery) między gałęziami - utrzymuję, że to wiewiórki a nie leśni zboczeńcy, kilka gołębi i jeden martwy kret. I to na środku mojej ścieżki!! Nie wiem czy udawał ale profilaktycznie olałam...a nóż (widelec) by się okazało, że to podpucha i drugi kret zwinąłby mi dzwonek...z rowerem...
dzisiaj były takie oto chmury


...a w parku cisza i spokój
noo dooobra... nie użyłam bo nie było na kogo...były tylko kaczki, pliszka, dwa łabędzie, jakieś szmery (bajery) między gałęziami - utrzymuję, że to wiewiórki a nie leśni zboczeńcy, kilka gołębi i jeden martwy kret. I to na środku mojej ścieżki!! Nie wiem czy udawał ale profilaktycznie olałam...a nóż (widelec) by się okazało, że to podpucha i drugi kret zwinąłby mi dzwonek...z rowerem...
dzisiaj były takie oto chmury


...a w parku cisza i spokój
sobota, 14 czerwca 2014
100 lat
Tak niedawno. Pierwsze kroki, pierwsze słowo, pierwszy sabat, pierwszy blog...i już taka dorosła. Dziś kończy 18 lat i będzie mogła pierwszy raz samodzielnie kupić piwo. Tak..mowa o Aspi.
Życzę Ci miłości bez znieczulenia,
radości do łez, oddechu do bólu płuc, wzruszeń najpełniejszych, słów najprawdziwszych, przejrzystości w relacjach, odwagi w marzeniach i tego, żeby spełniło się i to na co czasem brakuje słów.
Życzę Ci, żebyś była szczęśliwa.
Sem
piątek, 13 czerwca 2014
środa, 11 czerwca 2014
O seansach
Zrobiłam kawę, kupiłam sern...wwwwWRÓĆ - upiekłam sernik!! :P, a Ta do mnie: "kolokwia sprawdzam" - nooo...doprawdy nie wiem co Sem się porobiło z PRIORYTETAMI - pfff...!!!
10 minut później: otrzymuję sms-a z wszystko mówiącym tekstem "juSZ" - :-) odetchnęłam z ulgą - powróciła równowaga na kuli ziemskiej ! ...odpalam GieGie...
Czasami umawiamy się na kawę, a czasami na film...lubię seanse z Sem...szczególnie upodobałyśmy sobie kino akcji z nieśmiertelnym agentem 007 na czele (ech...boski Creig...aczkolwiek wcześniejsze postaci Bondów również wnoszą wiele radości we wspólne oglądanie niezwykle niebezpiecznych akcji pracownika Military Intelligence section 6.) Chyba wszystkie sceny mamy skomentowane w sposób dalece odbiegający od założeń Iana Fleminga. Po ilekroć oglądam poszczególne sceny - bawią mnie one zawsze i niezmiennie tak samo "bardzo", ale komentarze Sem przyprawiają o bóle mięśni brzucha i zdziwienie eM na twarzy, gdy pyta z czego tak rechoczę odbierając kolejnego sms-a... (-"no przecież film z Sem oglądam")
Bo wszystko byłoby ok, gdyby nie drobny szczegół... - dzieli nas ponad 200km ! :-)
Poniższa fotka została ochrzczona (nie)wiele mówiącym tytułem "W oczekiwaniu na dostawcę pizzy..." - ale to już całkiem inna historia drogie dzieci... :-)
10 minut później: otrzymuję sms-a z wszystko mówiącym tekstem "juSZ" - :-) odetchnęłam z ulgą - powróciła równowaga na kuli ziemskiej ! ...odpalam GieGie...
Czasami umawiamy się na kawę, a czasami na film...lubię seanse z Sem...szczególnie upodobałyśmy sobie kino akcji z nieśmiertelnym agentem 007 na czele (ech...boski Creig...aczkolwiek wcześniejsze postaci Bondów również wnoszą wiele radości we wspólne oglądanie niezwykle niebezpiecznych akcji pracownika Military Intelligence section 6.) Chyba wszystkie sceny mamy skomentowane w sposób dalece odbiegający od założeń Iana Fleminga. Po ilekroć oglądam poszczególne sceny - bawią mnie one zawsze i niezmiennie tak samo "bardzo", ale komentarze Sem przyprawiają o bóle mięśni brzucha i zdziwienie eM na twarzy, gdy pyta z czego tak rechoczę odbierając kolejnego sms-a... (-"no przecież film z Sem oglądam")
Bo wszystko byłoby ok, gdyby nie drobny szczegół... - dzieli nas ponad 200km ! :-)
Poniższa fotka została ochrzczona (nie)wiele mówiącym tytułem "W oczekiwaniu na dostawcę pizzy..." - ale to już całkiem inna historia drogie dzieci... :-)
poniedziałek, 9 czerwca 2014
W następnym dniu po tamtym...
Przywiązuję chyba raczej niewielką wagę do poprawności wyrażania opinii. Nie, jeszcze to nie graniczy z bezczelnością (bo jednak potrafię się powstrzymywać od wyrażania opinii publicznie...jeszcze), ale nie przekracza wąskiego przesmyku zakłamania czy agresji. (Ja agresywna? A ktoś spróbuje tak powiedzieć!).
Mieszkanie na "terenach podmiejskich" (lub "podwiejskich" jak kto woli) ma swoje uroki oraz charakter, iście niepowtarzalny w innych okolicznościach przyrody. Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo mieszkałam w miejscach o liczbie ludności w kolejności chronologicznej: 124 000, 308 000, 201 000 aktualnie ekhm..gmina liczy sobie 13 000 duszyczek. ("Gmina" wiem, jak to brzmi ale kur nie mamy). Zatem mijając przysiółki można spotkać sarnę, lisa, bociana, sąsiada o 6 rano w ciągu alkoholowym, jelenia, psychodeliczne sarny oraz ..ekipę remontową rozwaloną swoimi MIKROMAKROkoparkami na 3/4 wiejskiej drożyny. I takiego zaszczytu dostąpiłam ja dzisiejszym rankiem jadąc po sprawunki. (Mleka też nie mamy od krowy, bo krowy brak..w sumie nie wiem co ja bym z tą krową robiła, bo wszystko co się robi z krowim biustem kojarzy mi się z czynnościami o charakterze molestowania a ja jestem monogatunkowa i do tego hetero). Wracając do wątku (bo gdzieś mi umknął, nieprawdaż?). Wyjeżdżając zza niewielkiej górki wbijam się oto na prowizoryczny plac budowy. Stoi na nim koparka, ciężarówka zaparkowana w poprzek jezdni (kreatywnie tak), jakaś maszyneria, jeden operator maszyny (sadząc po rozparciu się nań w iście Rembrandtowskiej pozie), oraz 6 kierowników budowy siedzących na poboczu.
Droga hamowania przed tą barykada jest dowolna i zależna od instynktu samozachowawczego kierowcy, bo nikt nie raczył poinformować, że albo zahamujesz albo wyjdziesz z progu. Na przejazd czegokolwiek zostaje jakieś 173 cm. Spoko, dam radę, moja wyścigówka ma 169 - powinnam się zmieścić. Przejazdowi towarzyszy uważne skupienie wzroku 6 kierowników, operatora i jednego podwykonawcy, który w międzyczasie wychodzi mi pod koła. Czuję się jak papież jadący papamobile, choć szczerze wątpię, że papież używa podczas przejazdu takich słów. Przejeżdżam nawet nie zarysowując niczego i wtedy jegomość, który wcześniej wylazł zza kosmicznie zaparkowanego samochodu pod koła macha rączką. Korci mnie , żeby zatrzymać się i panu machnąć, ale obawiam się, że stosunek prędkości obiektu do prędkości dźwięku byłby zatrważający. I wyższy od jednego macha.
I to tyle w temacie powstrzymywania się.
Bo od myślenia np nie potrafię się powstrzymać, wszyscy i wszystko wokół mówi, że to niezdrowe, że nic nie da, ale weź ..wyłącz sobie. Intrygujące doprawdy "jak?". Zatem martwię się o zdrowie swoje, Bliskich, dzieci, o to co , jak , o to czy zdążymy dojechać na jutro odwieźć Juniora na wycieczkę, czy Junior nie zdemoluje Wawelu, czy nie wpadnie mu nic do głowy (że wspomnę mecz w wytwórni bombek i ozdób choinkowych oraz doświadczenia z wiertarką w Castoramie, po których pani nie mogła dojść do siebie). No ja wiem, że niewiele jesteśmy w stanie kontrolować, a i to, co jesteśmy niekoniecznie będzie lepsze z naszą kontrolą..ale..kobietą jestem, nie poradzę. Choć..z drugiej strony...
Mieszkanie na "terenach podmiejskich" (lub "podwiejskich" jak kto woli) ma swoje uroki oraz charakter, iście niepowtarzalny w innych okolicznościach przyrody. Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo mieszkałam w miejscach o liczbie ludności w kolejności chronologicznej: 124 000, 308 000, 201 000 aktualnie ekhm..gmina liczy sobie 13 000 duszyczek. ("Gmina" wiem, jak to brzmi ale kur nie mamy). Zatem mijając przysiółki można spotkać sarnę, lisa, bociana, sąsiada o 6 rano w ciągu alkoholowym, jelenia, psychodeliczne sarny oraz ..ekipę remontową rozwaloną swoimi MIKROMAKROkoparkami na 3/4 wiejskiej drożyny. I takiego zaszczytu dostąpiłam ja dzisiejszym rankiem jadąc po sprawunki. (Mleka też nie mamy od krowy, bo krowy brak..w sumie nie wiem co ja bym z tą krową robiła, bo wszystko co się robi z krowim biustem kojarzy mi się z czynnościami o charakterze molestowania a ja jestem monogatunkowa i do tego hetero). Wracając do wątku (bo gdzieś mi umknął, nieprawdaż?). Wyjeżdżając zza niewielkiej górki wbijam się oto na prowizoryczny plac budowy. Stoi na nim koparka, ciężarówka zaparkowana w poprzek jezdni (kreatywnie tak), jakaś maszyneria, jeden operator maszyny (sadząc po rozparciu się nań w iście Rembrandtowskiej pozie), oraz 6 kierowników budowy siedzących na poboczu.
Droga hamowania przed tą barykada jest dowolna i zależna od instynktu samozachowawczego kierowcy, bo nikt nie raczył poinformować, że albo zahamujesz albo wyjdziesz z progu. Na przejazd czegokolwiek zostaje jakieś 173 cm. Spoko, dam radę, moja wyścigówka ma 169 - powinnam się zmieścić. Przejazdowi towarzyszy uważne skupienie wzroku 6 kierowników, operatora i jednego podwykonawcy, który w międzyczasie wychodzi mi pod koła. Czuję się jak papież jadący papamobile, choć szczerze wątpię, że papież używa podczas przejazdu takich słów. Przejeżdżam nawet nie zarysowując niczego i wtedy jegomość, który wcześniej wylazł zza kosmicznie zaparkowanego samochodu pod koła macha rączką. Korci mnie , żeby zatrzymać się i panu machnąć, ale obawiam się, że stosunek prędkości obiektu do prędkości dźwięku byłby zatrważający. I wyższy od jednego macha.
I to tyle w temacie powstrzymywania się.
Bo od myślenia np nie potrafię się powstrzymać, wszyscy i wszystko wokół mówi, że to niezdrowe, że nic nie da, ale weź ..wyłącz sobie. Intrygujące doprawdy "jak?". Zatem martwię się o zdrowie swoje, Bliskich, dzieci, o to co , jak , o to czy zdążymy dojechać na jutro odwieźć Juniora na wycieczkę, czy Junior nie zdemoluje Wawelu, czy nie wpadnie mu nic do głowy (że wspomnę mecz w wytwórni bombek i ozdób choinkowych oraz doświadczenia z wiertarką w Castoramie, po których pani nie mogła dojść do siebie). No ja wiem, że niewiele jesteśmy w stanie kontrolować, a i to, co jesteśmy niekoniecznie będzie lepsze z naszą kontrolą..ale..kobietą jestem, nie poradzę. Choć..z drugiej strony...
niedziela, 8 czerwca 2014
...12 godzin później...
Ten sam dzień !
Inny zakątek kraju...
inna pora dnia...
inna łąka....a nie - łąki z tego samego dnia nie mam ;-I
...ale jest inny las...ba! - nawet dwa. W bonusie będzie nawet smok ;-)
Brzozowo-paprotkowy:
paprotkowo-liściasty a dalej paprocie dumnie zastępuje jagodzina...
jaki las takie SMOKI :-)

Żywioł wody dumnie reprezentują jezioro i sadzawka...
yyyy..jezioro po prawej; sadzawka po lewej ;-)
Wycieczkę sponsorowało Saquaro (hihi...) !!
Inny zakątek kraju...
inna pora dnia...
inna łąka....a nie - łąki z tego samego dnia nie mam ;-I
...ale jest inny las...ba! - nawet dwa. W bonusie będzie nawet smok ;-)
Brzozowo-paprotkowy:
paprotkowo-liściasty a dalej paprocie dumnie zastępuje jagodzina...
jaki las takie SMOKI :-)


yyyy..jezioro po prawej; sadzawka po lewej ;-)
Wycieczkę sponsorowało Saquaro (hihi...) !!
95 km.... niby nie czułam dużego zmęczenia, po powrocie jeszcze obiad upichciłam po czym...padłam jak dętka ! :-))))
PS.
Temperatura : 32st.(w cieniu...),
słonecznie !!!!!
Ciśnienie: 1019hPa,
Wiatr: 5km/h,
Deszcz: 0,00mm....
Subskrybuj:
Posty (Atom)