niedziela, 30 listopada 2014

O wolnej niedzieli, mrozie, wampirach i niedźwiedziu na koniec.

Po tygodniu biegania i myszkowania między papierami mam wolną niedzielę i chciałabym napisać : chłonę ją każdym porem. Ale nie napiszę, bo pory mam wyjątkowo zmarnowane mrozem. W ogóle to "mróz przyszedł latoś podstępnie i w ogóle kto by się panie mrozu niemal w grudniu spodziewał"?
W miejscu zatrudnienia pospolite ruszenie i trwa skanowanie, kserowanie, kompletowanie, drukowanie, poprawianie..a tu jeszcze sesji nie ma. Po fazie nerwów i stresów przyszła faza głupawki, w której a to ktoś kogoś niechcąco w pokoju zamknie od zewnątrz albo ktoś inny klucze od samochodu na portierni zostawi. Podczas zajęć obserwuję pana, który na składaczku tą zimową porą przejeżdża raz po raz po oknami i mija dobra chwila, zanim orientuję się, że nie ja jedna śledzę ów monotonny ruch w milczeniu. Że robi tak kilkadziesiąt par oczu. Ogólnie fizis mamy lekko wampiryczne wszyscy i boimy się, że pan na składaczku wozi ze sobą taką oto walizeczkę. Albo, co gorsza jej użyje.


 Na wszelki wypadek po kilkunastu minutach interweniuje ochrona.
 Zatem spędziłam tydzień między papierami, (a wiadomo między papierami to ciepło) i jakoś w czwartek to było, gdy po 19 wylatując niby gołębica w lśniące wieczorne powietrze z budynku Fabryki..dobiegłam do Sally i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę z tego, dlaczego owo powietrze tak lśniło.  Ono skrzyło się mrozem!  Jako i mój samochodzik. Szybkę Sally miała zamarzniętą, kierownicę zimną i ogólnie zanim ją odskrobałam, odparowałam minęło kilkanaście dobrych minut. Miałam zatem czas, żeby przemyśleć swoje życie, dokonać swoistego rozliczenia z rzeczywistością, autoanalizy, pobudzić się do dojrzałej autokrytyki...Było ciężko, bo w samochodzie, w lusterku mało widać (szczęśliwie fotele są podgrzewane to medytacja była w ogóle możliwa). Zatem zbliża się magiczna data, i zanim w powietrze wystrzeli confetti, sztuczne ognie ( i to wcale nie z okazji nowego roku) ..kupiłam sobie bluzę z kapturem z..uszami. Uszy nie konotują ani ze zbliżającą się datą ani z miejscem zatrudnienia, ale za to mają się świetnie na mrozie! Zatem z wiekiem w kobietach rośnie przekonanie, że pojedynek ubiór versus zima ma przede wszystkim wymiar praktyczny. A skoro już jesteśmy przy temacie leśnej zwierzyny to obiecałam sobie, że napisze tu co nieco o sarnach ale to już następnym razem może.

Boże, prosze tylko o cierpliwość... !

Sem chodzi niewyspana, a ja od kilku dni uspakajam nerwy powtarzając w myślach, jak mantrę: nie denerwuj się, olej, nie warto,… I jak nic tu mi dziś pasuje stwierdzenie, że „całe życie z debilami…”


Do tego założyłam konto w sklepie internetowym Mohito, celem otrzymywania newslettera , żeby nie przegapić fajnych promocji. Założyłam, wylogowałam, zamknęłam stronę. Nie minęło kilka minut jak otrzymuję maila z tekstem „wróć do Mohito” i  wielce zatroskaną,  rozpisaną na kilka stron A4 informacją, jak to są zaniepokojeni, że nie dokończyłam zamówienia w ich sklepie i „może potrzebujesz naszej pomocy…"
Powtórzyłam mantrę.
Mail wrzuciłam do kosza ze słowami na ustach „dam wam jeszcze jedna szansę” ale po kolejnym takim numerze, jak Bozię kocham… będzie to najkrótsza przygoda z Mohito jaką Wielki Internet widział…
... przynajmniej ta wirtualna.

Latają mi po kuchni te małe, złośliwe muszki. A podobno w listopadzie miały popełnić zbiorowe samobójstwo, unicestwienie, grupowe won ! A te w najlepsze urzędują na skórce mandarynek, chyba im się coś poprzestawiało w grafiku, bo to – hallo – to nie ta pora roku !! 

Naszło mnie dziś na ciasto drożdżowe. Truskawki właśnie się odmrażają i za chwilę wyżyję się w kuchni :-) Potem też będzie przyjemnie...z kawą....:-) Wagi już lata świetlne nie mam w domu, więc hulaj dusza - piekła nie ma ;-)

czwartek, 27 listopada 2014

Coś jak zew..

Kiedy budzisz się rano i z resztką snu na  powiekach wydaje Ci się, że słyszysz jeszcze końcówkę szeptu jak wołania, że nie rozróżniasz słów ale wiesz, że to słowa skierowane do Ciebie. kiedy umysł jeszcze trochę po tamtej stronie, ale gdzieś w środku, (w sercu?-być może) czujesz, że to zew, wołanie wprost do Ciebie...

Góry wołają!

środa, 26 listopada 2014

Serial legenda.

No i oficjalnie potwierdzone – „Moda na sukces” kończy swój żywot w TVP.

Emitowana była  lat…20.  Jedyny serial, w którym w dowolnym momencie można było przerwać oglądanie, powrócić za parę tygodni i nadal być na bieżąco. Gdyby ktoś jeszcze się nie zorientował to nadmienię tylko, iż serial traktuje o tym, że on ma kasę a ona zdolność do jej pomnażania i dryg do mody…albo odwrotnie….(i pomyśleć, że dowiedziałam się o tym po 20 latach….z radia)  Nie ważne. No i tak  sobie - jak donoszą media -  przez kolejne 3 miliony…a nie, sorki – tylko 7 tysięcy odcinków… życie toczy, śluby i rozwody pozostają w rodzinie, jakiś szejk co rusz kogoś uprowadza…już podobno nie wiadomo kto następny w kolejce, zmartwychwstania również im nie obce – wszak na chleb zarabiać trzeba, a skoro nieopacznie zakończono czyjąś rolę w sposób nagły i tragiczny to ojtam ojtam… Pojedynki na miecze czy strzelanina zgodna z wymogami BHP - wszak serial emitowany w godzinach popołudniowych - na bieżąco ubarwia monotonne życie bogaczy, a gdy Brook idzie zrobić herbatę w jednym odcinku, to wraca z kubkiem 27 odcinków później…a wrzątek  nadal paruje! 

Dłuższy żywot zaliczył chyba tylko dom handlowy "Sezam", gdzie w socjalistycznej Polsce równie barwne toczyło się życie, a i scenki rodzajowe niewiele odbiegały od tych serialowych. 

Jeden  z poczytnych filmowych portali zaliczył ten serial do gatunku: DRAMAT ! Hmmm... na którym ktoś zamieścił krótki quiz, gdzie jedyne pytanie brzmi: z kim nie spała Brook ?   Dla oglądających to doprawdy dramat….


A tak a propos… czy ktoś to ogląda(ł) ?!?!?!

wtorek, 25 listopada 2014

Nobody is perfect...

Dzisiaj Światowy Dzień Pluszowego Misia :-)

A zaczęło się tak:
25 listopada 1902 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Theodor Roosvelt podczas polowania kazał uwolnić przestraszonego małego niedźwiadka, którego nieopacznie postrzelił jeden z jego towarzyszy. Lokalne gazety oczywiście poinformowały lud amerykański o wielkiej dobroduszności męża stanu i od tej pory jeden z producentów pluszaków zaczął swoje maskotki nazywać Teddy - zdrabniając imię prezydenta... No i się zaczęło :-)

Więc uczcijmy go godnie, bo któż z nas nie przytulał się w dzieciństwie do jakiegoś pluszaka, kogo nie uspakajał dotyk futerka naszej maskotki, kto dzisiaj nie lubi pomiętosić jakiegoś futrzaka, poczuć tą miękkość miedzy palcami, bo przypomina nam dzieciństwo, beztroskę, wywołuje uśmiech na twarzy...

Jest w Krakowie taki zakątek, do którego zawsze chętnie zaglądam... i zawsze, ale to zawsze jest tam tłum... a dzieciaki, o dziwo - w zdecydowanej mniejszości...:-))))




Szacun

Po zrobieniu zakupów na alle..drogo przyszła informacja.Pozostaję w podziwie dla sprzedającego. :)

Z radością zapowiadamy rychłe doręczenie Twojego zamówienia.
W dniu dzisiejszym w szampańskich humorach pożegnaliśmy Twoją paczuszkę.
A było to tak:
Zespół kup2.pl dostojnym krokiem, stąpając po czerwonym dywanie udał się w kierunku magazynu.
Specjalnie przeszkolony młodzieniec, ubrany w gustowny frak, cylinder i białe rękawiczki, tanecznym krokiem zbliżył się do regału z Twoim zakupem.
Przy muzyce fanfar w tle, z należytą starannością zdjął przedmiot z magazynowej półki i umieścił na złotej tacy.
Po umieszczeniu Twojego zamówienia na postumencie w centrum magazynu i włączeniu reflektorów, zbadano nieskazitelność towaru.
Produkt został starannie zapakowany przez atrakcyjną damę w kapeluszu i rozkloszowanej sukni.
Na moment kaligrafowania adresu na kopercie ucichła muzyka i zapanowała kompletna cisza.
Następnie, oczekujący już w pobliżu gołąb pocztowy zeskanował oczami adres, porwał paczuszkę i uniósł się wysoko w wyznaczonym kierunku.
Trzymając kciuki za pomyślną podróż oraz machając białymi chusteczkami zakończyliśmy pompatyczną celebrację pożegnalną.
Po zakończeniu uroczystości nastał czas na część nieoficjalną - stuknęliśmy się szampanem i zrobiliśmy sobie imprezę.

sobota, 22 listopada 2014

O sobotniej dupie MAryni, czyli o niczym szczególnym.

No i tydzień przeleciał jak z bicza trzasł! Za chwilę, chwilunię maleńka święta, Nowy Rok i dawaj – od początku roczek zapierdalać będzie niczym kometa na tym łez padole… W TV - The Voice of Poland, na stoliku w sypialni rośnie stos książek do przeczytania – uroczyście (ze szmatą w jednej ręce i płynem do mycia szyb w drugiej) obiecałam sobie, że więcej czasu poświęcę tej czynności - ekmh, ekhm...czytania, rzecz jasna, nie sprzątania !!  (bo podobno tylko nudne kobiety mają idealny porządek w domu :-P ) I tak mi ostatnio brakuje czasu na wszystko, a najbardziej na siebie… wczoraj miałam chytry plan w związku z tym ale niesamowite jest to, jak nic niewarta jest praca gdy człowiek prosi o podwyżkę, a jak nieoceniona dla ludzkości, gdy o dzień wolnego. O nie, ja nie narzekam, po prostu informuję rzeczywistość, że nie spełnia moich oczekiwań! 
Ogarnęłam dziś chałupę niczym torpeda (z tej komety powyżej) i doszłam do wniosku, że ja jednak mam za dużo ciuchów… albo garderobę za małą – no nie wiem…. Serce obstawia to drugie ale rozum – no cóż  - oczy wszak nie kłamią, chociaż jak przyjdzie co do czego to OCZYWIŚCIE, ZE NIE MAM CO NA SIEBIE WŁOŻYĆ! Niektóre rzeczy….hmmmmmm... doprawdy nie wiem co mną kierowało, jaka niewidzialna moc prowadziła do kasy i co ja sobie wtedy wyobrażałam… (że w 36 się wcisnę...?!)

A tak z innej beczki:
Uwielbiam. Kur*a uwielbiam jak się gdzieś spieszę (czyli prawie zawsze), a mistrzowie lewego pasa suną niczym ruski czołg,  z klapkami na oczach, z oszałamiającą prędkością 32 km. na godzinę, jedynym dla nich słusznym pasem, mając strach w oczach i przykurcz dłoni na obręczy kierownicy. I wszyscy wyglądają tak samo. Norrrrmalnie jakby szablon przyłożyć, odmalować, wkleić oczy (błądzące) , brwi (zdziwione) i wąskie usta... albo sine…tak – sine nawet lepiej brzmi! Twarz potraktowana przeterminowanym botoksem i oczywiście głuchota nabyta wraz z otrzymaniem prawa jazdy (kupionego chyba na bazarku, bo doprawdy nie wiem, jakim cudem weszli w legalnie posiadanie tego dokumentu). Jak już uda mi się prawym pasem wyprzedzić wszystkich MiSZCZów to zawsze, ale to zawsze pojawia się na drodze traktor/kombajn/walec/koparka i taki drobny szczegół jak droga szybkiego ruchu, tudzież autostrada nie robi na wspomnianych zbyt wielkiego wrażenia – ot co – u nich przepisy ruchu drogowego nie do końca się przyjęły – wiedzą lepiej bo kim są? No kim ?!?!?! – no są NAJLEPSZYMI KIEROFFFCAMI.






Dobra - lecę, bo jeszcze frencz Cza  SE strzelić ;-)
 

 

....


piątek, 21 listopada 2014

"To w końcu musiało się stać"

..powiedziała pani w teleexpresie zapowiadając od jutra temperatury bliskie zeru i pierwszy śnieg. Kłamała, chciałam tylko powiedzieć, że KŁAMAŁA, pierwszy śnieg już spadł i powiadomił mnie upierdliwą obecnością na przedniej szybie. Poza śniegiem mam pierwszy od dawna wolny weekend jak również ciśnienie, żeby ugotować coś, czego jeszcze w życiu nie gotowałam!
Wymyśliłam sobie pielmieni...pojechałam po składniki i wróciłam z zapasem żeli pod prysznic, które pojawiają się sezonowo i które uwielbiam pasjami, więc kupuję pół szafki w łazience, żeby mi starczyło do świat..przynajmniej wielkanocnych. Zapach czekolady z pomarańczą kojarzy mi się ze Świętami Bożego Narodzenia i ciepłem..
Tęsknię ze słońcem..okrutnie..a kawę piję już niemal tak:


wtorek, 18 listopada 2014

Jesienna pora roku bo...

...co jak co ale mgiełki to my lubimy :-)





Zdążyłam z tymi mgiełkami chyba rzutem na taśmę, bo za chwilę biały puch - to dla tych co na urlopach, zamiennie - białe gówno - dla tych co rano przed pracą, ze skamieniałymi dłońmi będą drapać szyby w swoich samochodzikach, potem przekopywać się przez zaspy śniegu (bo pan od spychacza nie odpalił służbowego bolidu z powodu zimy stulecia), budzić więc rodzinę, sąsiadów, kogo się da, aby pomogli wypchać auto, bo wzniesienie choć wprawdzie  niewielkie to zlodowaciało przez noc i gdyby nie fakt, że już nie uczęszczamy do przedszkola to frajda na sankach byłaby po pachy... no ale nie - mróz skutecznie nas już obudził i uświadamiamy sobie, że my przecież dorośli, że spieszymy się do pracy, że żadne tłumaczenia nas nie usprawiedliwią, bo "chyba widzi pani, że zima za oknem, trzeba było wstać wcześniej..." (- to co? wcale miałam się nie kłaść....?) ...no więc to białe coś za chwilę pokryje świat cały, który o tej porze roku zaczyna kalendarzową zimę i ....no właśnie - dobijając do brzegu - i jakżeby się chciało zapaść w sen zimowy i obudzić się wraz z krokusami na pierwszą majówkę...


No co? Pomarzyć nie można?!
:-P

O czystości mowy polskiej

Chciałabym nigdy się nie unosić, nie denerwować, nie dać po sobie poznać, że denerwują mnie ludzkie zachowania lub irytują postawy szeroko pojętego kontekstu społecznego, chciałabym, o jakże bym chciała potrafić pohamować niepohamowane nerwy, i westchnąć (lub opcjonalnie zemdleć) i powiedzieć do pa..na, który wymusi w mglisty poranek pierwszeństwo powiedzieć "no doprawdy, Drogi Panie jak tak można?"
Mówię inaczej i ma to owszem wyraźnie zaznaczony walor emocjonalny.
Nie przestają mnie jednakowoż zaskakiwać wystawy sklepowe. zawsze rano mijam pawilon ze sklepem na którym dużymi literami pisze "Artykuły jeździeckie" i poniżej : "wszystko dla psa i kota" i zawsze...zawsze prześladuje mnie wyobrażenie dżokeja na psie lub kocie.
Moje posty mają charakter niespójny a ostatnio również pisane są bez polotu..."ostatnio" się datuje jakoś od początku pisania. :P No to focia z mistrzem drugiego planu na koniec:


poniedziałek, 17 listopada 2014

Bajka na dobranoc

Egzamin z logiki.

Profesor: Samolot przewoził 500 cegieł. Jedna cegła wypadła z samolotu. Ile cegieł pozostało na pokładzie?
Student: Cóż, to proste! 499!
Profesor: To prawda. Następne pytanie: Jak umieścić słonia w lodówce w trzech krokach ?
Student: 1.Otworzyć lodówkę 2.Umieścić słonia. 3.Zamknąć lodówkę
Profesor: Następne pytanie. Jak umieścić jelenia w lodówce w czterech krokach?
Student: 1.Otworzyć lodówkę 2.Wyjąć słonia. 3. Włożyć jelenia 4.Zamknąć lodówkę
Profesor: Doskonale! Następne pytanie.  Król zwierząt Lew ma urodziny. Przyszły na nie wszystkie zwierzęta z wyjątkiem jednego. Którego ?
Student:  Jelenia. Bo siedzi w lodówce!
Profesor: Super ! Następne pytanie. Czy babcia może przejsć przez bagna na których żyją krokodyle?
Student: Oczywiscie, że może. Krokodyle są na urodzinach u lwa!
Profesor: Doskonale! A teraz ostatnie pytanie: Babcia przechodząc przez bagna niestety zginęła. Jak?
Student: yyyyy....eeeee...utonęła ?
Profesor: No i oblałeś synku. Cegła coś ci mówi ?


niedziela, 16 listopada 2014

Cieszę uszy, dopieszczam kubki smakowe i grzeję siebie czyli to co tygrysice lubią najbardziej - leniwy dzień.

Tak - niedzielne popołudnie, oglądam powtórkę  The Voice`a i za każdym razem jestem pod równie dużym wrażeniem występujących tam osób - ech... ludziska to jednak mają głosiska ! Ja to nawet pod prysznicem nie śpiewam z obawy, że woda  pitnie w kranie, a uczestnicy, nie dość, że piękni i przebojowi, to przede wszystkim niesamowicie utalentowani! Podziwiam i cenię osoby, które mają jakiś talent i potrafią go odpowiednio wykorzystać ( z wyłączeniem seryjnych morderców).

Tyle jest na świecie zdolnych ludzi, a dziś wybory. Wybory i co? No i nie ma na kogo głosować. Wiem - powiecie - nie pierwszyzna, ale czy na pewno? Jeden kandydat - ukończona Zasadnicza Szkoła Górnicza - z niezaprzeczalnym talentem do wydobywania węgla; druga kandydatka - po zasadniczej handlowej - z talentem do siedzenia w Lidlu na kasie; kolejny - dogłębnie przyswajał wiedzę 7 klasy szkoły podstawowej... przez dwa lata z rzędu... za to zawodówkę śmignął w try miga...  - z potwierdzonym talentem do wysokiego mniemania o sobie. Pozostałe talenty pozostają zapewne głęboko skryte...tak gdzieś na poziomie mezozoiku damskiej torebki!
A ja zawsze, ale to zawsze staram się wypełniać ten obywatelski obowiązek ale tym razem jestem w najprawdziwszej kropce !
I pojęcia nie mam bladego jak ową kropkę obejść.

Więc za oknem pada sobie deszczyk, na wschodnim niebie piękna tęcza, w kominku strzela sobie ogień, a ja popijając czwartą białą-czarną ogrzewam się jego ciepłem i... chyba nie ma takiej siły - kropki, czy raczej w tym wypadku krzyżyka, która by mnie pozbawiła tego ciepełka...
Ojczyzno wybacz, ale to dla twego dobra !


sobota, 15 listopada 2014

O tym, że (niektórzy) faceci potrafią (czasami) mieć dystans do siebie... ;-)

W pewne niedzielne popołudnie K. zrelacjonował  mi mailowo, jakiego to ma dziś pecha i w ogóle wszystko do dupy bo:

- (K.).Co za KUR** dzień!!! Pojechałem na cholerną myjnię: wjeżdżam i chcę odkręcić antenkę. Zacięła się, ręce prawie sobie urwałem i nic. Wyjeżdżam, idę po WD40. Kupiłem, psiknąłem. Nic. Krew mnie już zalewa. Jadę do OBI. Kupiłem takie wielkie metalowe szczypce długości pół metra. Kręcę, kręcę...jest, rusza się! TRACH! Antenka się złamała...dobra - trudno,  wykręciłem resztki...wkręcam nową, kręcę, kręcę, kręcę i... tak mógłbym w nieskończoność, bo gwint ukręciłem w tej podstawie, co się do niej antenkę wkręca...
Myjnia- 24 zł
WD40- 20 zł
Szczypce- 40 zł
Nowa antenka- 100 zł

Samochód umyty: NIE !

- (ja) (rechoczę już przeczytawszy pierwsze tylko zdanie ale powagę sytuacji, pełną empatii zachować wszak należy, więc rzeczę...) - Bidoku, po antybiotyku pewnie osłabiony jesteś - próbuję podtrzymać jakoś na duchu... 

- (K.) Yszzzzzzzzzzzzz...myślałem, że szlag mnie trafi tam na miejscu ...
Moja miłość do furaka jest z każdy dniem coraz słabsza, antenka prawie przelała czarę goryczy...co za DZIADOSTWO!!!
QRWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! DURNA ANTENKA!!!!!!!!!!!!
Jeszcze za mną stanęła jakaś lalunia w Lancerze...a ja kretyn mocuję się z antenką...

- (ja) Ojjjjj tam, spójrz na to z dystansu...powiedzmy tak około 300km- skoro nie zaoferowała pomocy to znaczy, że i bez antenki nic byś w tym temacie nie wskórał ;-) - pocieszam, bo leżącego dobijać - nie po chrześcijańsku.

- (K.) Ale spytała się, czy ma odjechać...- kontynuuje - bo musiałem się wycofać...skinąłem jedynie głową, bez kontaktu wzrokowego...  
Co za upadek...

- (ja) - (poplułam ze śmiechu monitor, do czego się oczywiście nie przyznałam i jakby co - zaprzeczę!)- Widać nie Twój dzień ! - skwitowałam krótko.

*******
A chciałoby się tak:
foto: Internet

Po dwóch dniach traumy wszystko wróciło do normy, samochód został umyty, antenka wstawiona, forma wskoczyła na najwyższe obroty, a K.nie ma pojęcia, że jego auto-myjkowa przygoda robi furorę w necie ;-P
Gdybym zamilkła na dłuzej - znaczy przeczytał !


piątek, 14 listopada 2014

Usłyszałam dziś...

Że nasz blog jest cyt. "seksistowski". Pfffffffffffffffffffffffffff......
Chciałam z tego miejsca odpowiedzieć Autorowi tej niedorzecznej wypowiedzi:

 CHYBA TY!:P

wtorek, 11 listopada 2014

50°40′56″N 21°44′56″E

Pitu pitu ksiądz Mateusz..przyjeżdża ludność i się nakręca tematem księdza na rowerze...
tymczasem Sandomierz to..ech Sandomierz. Mały Rzym rozparł się a swoich wzgórzach i jest piękny o każdej porze roku. Zanim skojarzysz z Sandomierzem film z cyklu familijnych, pomyśl Drogi Czytelniku, że to miasto dawnej Korony, miasto królewskie, potem stolica Księstwa. Pomyśl, nie tylko o Żmijewskim w koloratce ale i o tym, że Sandomierz był już za czasów Chrobrego, miasto, w którym bywał i Zygmunt August i Królowa Jadwiga wąwozem chadzała...
To poszliśmy dziś Wąwozem Świętej Jadwigi..wśród klonów złotych jak tylko klony potrafią.







piątek, 7 listopada 2014

O krwi, skokach i drożdżowym stalkerze

Ponieważ wczoraj prawie odcięłam sobie palca i mogę zostać autorką światowego bestsellera "Amputacja w warunkach domowych w weekend-czyli po kij kończyć medycynę?" (który się zapewne sprzeda w milionie egzemplarzy i będziemy miały z Aspi na drinki z palemką w warunkach mocno bahamskich-bo kto by nie chciał umieć czegoś amputować, prawda??) mam mocno ograniczoną motorykę. Odpadł basen (tęsknię okrutnie bo to dla mnie niemal środowisko naturalne), nie mogę prać ręcznie i takoż zmywać (bardzo, ale to bardzo jestem tym faktem zatroskana), najmniej dotyczy mnie malowanie paznokci. Ponieważ pani doktor powiedziała,żeby "TAM NIE ZAGLĄDAĆ" znaczy do pana paznokcia ... to dziś zajrzałam...pacjent ma się zaskakująco dobrze na masakrę jaką mu zgotowałam, domowa masakrę nożem świeżo ostrzonym. No mniejsza...nabijałam się z Oli, która opowiadała, że na ulicy Takiej a takiej zamontowano zaskakująco wysokie progi zwalniające "ho ho ha ha -kpiłam-żebyś z progu nie wyszła zbyt gwałtownie!" No to jechałam dziś przez Taką a taką i prawie mi się na tych progach poduszki powietrzne w aucie otworzyły! Zaskakująca bywa doprawdy troska drogowców o bezpieczeństwo społeczne..a ja kolejny raz dostałam po łapach czy tam końcówce rozdwojonego ozora, co to kłapie nabijając się z bliźnich (bezpośredni cytat z Oli).
Macie czasem tak,że przypomni Wam się zapach i tak strasznie straaasznie tęsknicie??
Nie to, żeby tam od razu zapach kobiety/mężczyzny/inne opcje nowocześnie..jakiś zapach..po prostu?
Ja mam tak dość często...i dziś prześladuje mnie zapach ciepłego ciasta drożdżowego, takiego z kruszonką, w którym czuje się jeszcze buzujące drożdże, które wypełnia swoją pachnącą obecnością najpierw piekarnik, potem kuchnię a potem cały dom...

http://baby-w-kuchni.blogspot.com


Ciasto drożdżowe jest takie lekko toporne, trochę garbate, trochę mało eleganckie, ale znacie coś bardziej domowego niż gruba pajda drożdżowego ciasta z kubkiem ciepłego mleka?

czwartek, 6 listopada 2014

Dzień wręcz idealny !

Jedne tracą czas i zdrowie na jesiennych porządkach w ogrodzie, Inne tracą palce (dobrze, że nie głowę) przy szykowaniu wykwintnego dania w kuchni.

A wszystko po to, żeby dogodzić mężczyznom ! 

Tak, tak ! Właśnie tak - to wszystko WBREW POZOROM dla Was - drodzy mężowie, narzeczeni, partnerzy, kochankowie, mężczyźni...*  Bo dbamy o dobra zarówno kulinarne jak i te wizualne ! Dla Was - bo neguję permanentnie tak oczywiste zwroty jak: "poodkurzałem CI !", "posprzątałem CI !" (biurko eM), uporządkowałem CI  !" (garaż), "wyniosłem śmieci CI !!" - no oczywiście, że MI (!!), bo WAM, drodzy mężowie, narzeczeni, partnerzy, kochankowie, mężczyźni...* to oczywiście nie przeszkadza! (że też tak ochoczo nie opróżniacie NAM kieszeni spodni z chusteczek higienicznych przed wrzuceniem ich do prania... Zazdrosne żony, narzeczone, partnerki, kochanki, kobiety * radzą sobie z tym na bieżąco (skrupulatnie i niepostrzeżenie) - no cóż...praktyka czyni mistrza, a ja...a ja przez tyle lat małżeństwa nie nauczyłam się tej przezorności...a może zwyczajnie leniwa jestem...?

Jednak żeby nie było, że my - kobiety to tylko potrafimy narzekać (bezpodstawne to oskarżenia - każda to powie bez zająknięcia ) i , że nigdy nie doceniamy (a jakże - DOCENIAMY) to akurat w momencie, jak piszę te słowa mój eM, jako samozwańczy szef kuchni robi dla MNIE obiad - bo nie ma to jak mieć mężczyznę na posterunku z zamiłowaniem (i zdolnościami) do gotowania :P
A ja... no cóż - ja po tyrce w ogrodzie delektuję się lampką wytrawnego czerwonego wina i jestem tam, gdzie miejsce kobiety jest ! ;-)



i tym oto sposobem dotarliśmy do tytułu...

SMACZNEGO !
:-)
* - niepotrzebne skreślić