Po tygodniu biegania i myszkowania między papierami mam wolną niedzielę i chciałabym napisać : chłonę ją każdym porem. Ale nie napiszę, bo pory mam wyjątkowo zmarnowane mrozem. W ogóle to "mróz przyszedł latoś podstępnie i w ogóle kto by się panie mrozu niemal w grudniu spodziewał"?
W miejscu zatrudnienia pospolite ruszenie i trwa skanowanie, kserowanie, kompletowanie, drukowanie, poprawianie..a tu jeszcze sesji nie ma. Po fazie nerwów i stresów przyszła faza głupawki, w której a to ktoś kogoś niechcąco w pokoju zamknie od zewnątrz albo ktoś inny klucze od samochodu na portierni zostawi. Podczas zajęć obserwuję pana, który na składaczku tą zimową porą przejeżdża raz po raz po oknami i mija dobra chwila, zanim orientuję się, że nie ja jedna śledzę ów monotonny ruch w milczeniu. Że robi tak kilkadziesiąt par oczu. Ogólnie fizis mamy lekko wampiryczne wszyscy i boimy się, że pan na składaczku wozi ze sobą taką oto walizeczkę. Albo, co gorsza jej użyje.
Na wszelki wypadek po kilkunastu minutach interweniuje ochrona.
Zatem spędziłam tydzień między papierami, (a wiadomo między papierami to ciepło) i jakoś w czwartek to było, gdy po 19 wylatując niby gołębica w lśniące wieczorne powietrze z budynku Fabryki..dobiegłam do Sally i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę z tego, dlaczego owo powietrze tak lśniło. Ono skrzyło się mrozem! Jako i mój samochodzik. Szybkę Sally miała zamarzniętą, kierownicę zimną i ogólnie zanim ją odskrobałam, odparowałam minęło kilkanaście dobrych minut. Miałam zatem czas, żeby przemyśleć swoje życie, dokonać swoistego rozliczenia z rzeczywistością, autoanalizy, pobudzić się do dojrzałej autokrytyki...Było ciężko, bo w samochodzie, w lusterku mało widać (szczęśliwie fotele są podgrzewane to medytacja była w ogóle możliwa). Zatem zbliża się magiczna data, i zanim w powietrze wystrzeli confetti, sztuczne ognie ( i to wcale nie z okazji nowego roku) ..kupiłam sobie bluzę z kapturem z..uszami. Uszy nie konotują ani ze zbliżającą się datą ani z miejscem zatrudnienia, ale za to mają się świetnie na mrozie! Zatem z wiekiem w kobietach rośnie przekonanie, że pojedynek ubiór versus zima ma przede wszystkim wymiar praktyczny. A skoro już jesteśmy przy temacie leśnej zwierzyny to obiecałam sobie, że napisze tu co nieco o sarnach ale to już następnym razem może.