sobota, 1 listopada 2014

Tak "o!"

Całkiem przypadkiem (brzmi lepiej niż "przez własną głupotę") wrąbałam się w epicentrum święta w mieście wojewódzkim, chcąc w miarę szybko (o naiwności!) przejechać na tą o tu krzyżówkę OBOK CMENTARZA. Widział ktoś kiedyś film o zombie? Tak, ta scena, gdy bohaterka siedzi w zamkniętym aucie a obok chwiejnie buja się na nogach tłumek bez serc i bez ducha. Tak, to TO!
Staruszkowie, rodziny z dziećmi, z kwiatami/reklamówkami/zniczami, uporczywie przechodzące to tu to tam, a w morzu głów policjant, który rozpaczliwie macha raczkami i nikt nie wie czy aktualnie kieruje ruchem, czy się topi i błaga o pomoc, czy go zombie zaczęli jeść.."Zmieniona organizacja ruchu" nikomu nie wyszła na dobre, tam gdzie zwykle po pasie w każdą stronę,kierunek jeden , ale niektórzy jeszcze nie uściślili który, inni słuchają świateł, uporczywie ignorując policjanta(zero empatii dla chłopiny, który właśnie ginie), jeszcze inni parkują gdzie im stanie ..samochód, czym z jednego pasa robi się 1/4 pasa i dowiaduję się, że Sally umie podczas manewru przejeżdżania między samozwańczymi parkingami wciągnąć brzuszek. (tzn, że samochód mi się robi węższy, gdyby ktoś nie załapał, ze Sally to moje autko). Wyjeżdżam po 20 minutach, rozczochrana, z przekleństwem na ustach, pełna wewnętrznej harmonii...tylko dobrze schowanej.
W telewizji debata o tym, że można się przyzwyczaić do śmierci...nie wiem, może prosektorium można, ale wydaje mi się, że do własnej to ciężko, że trudno się przyzwyczaić do czegoś , czego nie znamy. Ale..gdzieś w tej debacie pojawia się dość mądry wątek, że chronimy dzieci przed widokiem śmierci, przemijania, a nawet starości...że traktujemy to jako brzydkie i niechciane. To prawda. Pamiętam jeszcze moje prababcie..dwie, jedna z nich była chora i małomówna, druga była wulkanem energii, który umiał wybuchnąć o coś ale na ogół karmił nas konfiturami malinowymi z maleńkich filiżanek do espresso. Pamiętam poorane siecią drobniutkich zmarszczek policzki mojego Dziadzi, który dużo palił i zapach tytoniu zawijanego w bibułki jego palcami, pamiętam dokładnie dłonie babci i..mamy. To są śmierci jakoś bliskie, choć nie odważyłabym się powiedzieć "oswojone".
Przygotowanie do odejścia kojarzy mi się także z twarzami matek na oddziale OH, skupionymi i dzieci, które "leciały im prze ręce", smutne, wygaszone, z często podkrążonymi cieniem oczami. Boję się tego, co nieraz widać w tych twarzach, a co widziałam w buzi mamy zanim odeszła. Jakiś szczególny odcień szarości.. I choć dzieciaki na ogół zawracały z tej drogi, i nawet tam, gdzie wyglądało źle często kończyło się dobrze to pamiętam i odejście Marcinka na oddziale. Gasł powolutku, a potem zamknięte drzwi do szpitalnych pokoi i głuchy odgłos łózka, na którym wywożono kilkuletnie ciało.
Nie, nie można być na to gotowym.
Ktoś wrzucił zdjęcie z cmentarza spod Osterwy na jakimś forum. A tamte śmierci? Śmierci wpisane w powołanie do bycia ratownikiem? A śmierci tych, którzy poszli po nocy w góry, które ani wtedy przyjazne, ani fotograficzne, poszli ratować jakiegoś baranka, który ubrał się w drogie buty, kupił całkiem firmowe ciuchy i ..zapomniał, że nie jest alpinistą. Gdzieś się przeliczył z szacunkiem do gór, gdzieś nie szanował tego, że pociągnie za sobą innych.
Przyzwyczajmy się może do przemijania, ale ni udawajmy, że przyzwyczaić można się do czegoś, co nieznane?
Wieczorem wjeżdżam na własne, prywatne podwórko i prawie rozjeżdżam strzygę, ducha i małego Draculę..przyszli po cukierki i czekali na mnie ..jeden Pan Bóg wie jak długo.
-Trzeba ich było do rana przetrzymać-zachęca Olga- do mnie jak przyszli czwartą bandą w ciągu godziny pogoniłam radosnym "A poszli mi stąd WY MALI POGANIE!"
Ponieważ Aspi wiedzie prym kulinarny na naszym BloGAskU, ale teraz pobiegła na cmentarz..postanowiłam wejść jej lekko w kompetencje i zaproponować na dziś..przesympatyczne ciasteczka tematyczne...  "Palce czarownicy"


A przepis tu http://allrecipes.pl/przepis/3425/palce-czarownic.aspx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz