A tymczasem w Kauflandzie na stoisku warzywnym:
- kartofle bierzesz?
- no bierem – rzecze niewiasta wkładając drobnicę do
reklamówki...
- tam masz większe
- biore te
- na placki lepsze większe
- biore te
- na placki lepsze większe
- a co za różnica skoro i tak do maszynki wrzucę?
- bo na placki wielkie sie kupuje
- ale bez różnicy przeca - krnąbrnie odpowiada
- no weź tamte, większe są!
- te biore !!
- to potem kurwa nie mów, że nie masz na nic czasu!
Dialog toczył się dosyć głośno i swobodnie jak na miejsce
publiczne i w tym momencie nie wiem, czy ja ściągnęłam wzrokiem klienta z
wózkiem czy on mnie, ale równie zaintrygowanego toczącą się nieopodal rozmową
– dziwna, aczkolwiek znacząca była to wymiana spojrzeń, trwała chwilę, w oczach
widać było konsternację po czym każdy ruszył... po inne warzywo… Wpadliśmy jeszcze na
siebie 3 razy w tym sklepie i za każdym równie mocno śmiać się chciało z ziemniaczanej pary… - Ona: przy tuszy znacznej (zapewne to geny !) a on: urodą nie grzeszył (o wychowaniu
nie wspomnę) i raczej wyglądał jakby siłą oderwany od pługa…. w pierwszej chwili
nie poznałam bo minęło chyba z 10 lat ale tak, oj tak poznaję! – przecież to mój były
dozorowany ! – cham, jakich mało w życiu spotkałam…
Zrobiło mi się żal pani nakładającej do reklamówki ziemniaki…
Zrobiło mi się żal pani nakładającej do reklamówki ziemniaki…
A w domu przy kawie jakże inny dialog…eM niespodziewanie i
bez wcześniejszej konsultacji z małżonką:
- „Czy on tak musi napierdalać w te bębny! Ale zauważyłaś –
tyle lat i żadnych postępów! Może czas zmienić zainteresowania…nie wiem – rower
by sobie kupił..."
Noooo popieram w całości – gdzie podpisać petycję?!?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz