...no i właściwie bilans (gdzieś tam) wychodzi na zero...
Żeby nie zwariować w wolnej chwili wertuję w necie pióra wieczne i atramenty... kilka zamówiłam - a co !
Podobno płyny są niezbędne do życia - a ja czuję niedosyt...pragnienie wręcz - rzec by można !
Z niuuuusów kobieco-fatałaszkowo-zachciankowo-egzystencjalnych:
Uparłam się na pewną kieckę, której w sklepie dostać już nie
można było. A wiadomo – jak baba się uprze to nie ma bata. No i znalazłam. Dwa
miesiące temu. Na rodzimej zatoce aukcyjnej. Nówka sztuka nie śmigana. Rozmiar
taki, w jaki zwykle się wbijam z tej marki. Oooooo maaaaamuuuuniu….jakież
to niespotykane szczęście mnie spotkało. Och, ach, ech !! Zamówiłam. Przyszła. Ledwo na wdechu
zasunęłam zamek. Ot co – mniejszy model się trafił. Trudno - damy radę! Jak z
kilogram zejdę w dół to będzie jak ta lala.
No i (w)zeszło… ale w drugą stronę… Teraz przeciwległe klamerki zamka w ogóle się nie stykają... Cudnie
kurwa! Zanim się sytuacja unormuje to lato minie, a w przyszłym roku to nawet
święty Walenty nie przewidzi w co ja się tam wcisnę….
A wszystko przez kolano. Tak właśnie! Bo zamiast roweru i
innych tam sportowo pochodnych zajęć jest „sportowe” kuchcenie, a jako sport
iście ekstremalny – wtranżalanie powyższego !!
No to wisi sobie w szafie, piękna, lawendowa… i czeka na
cud!
A!! Subtelne uwagi (pfff..) odnośnie, ze jakobym ja (!) bym miała popełnić występek zaniechania na niniejszym blogasku ZUPEŁNIE mnie nie obeszły, a pedagogiczne oddziaływanie już od lat najmłodszych ZAWSZE skutkowało odwrotnie proporcjonalnie do zamierzonych efektów!
- ot tak - GENY ;-)
Nie sprzątam też, bo potem niczego znaleźć nie można !
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz