Po wjechaniu kolejką na górną stację Tofany di Mezo moim oczom ukazał się widok niezwykły....niecodzienny... spotykany tylko w górach....za każdym razem..... jakby....NIC NOWEGO ! - thia....bo ja mam tak zawsze! Sem to nazywa wielkim studiem fotograficznym....
Wtedy cała wycieczka po prostu musi zacząć bardzo, baaaardzo, BARDZO mocno dmuchać i jeżeli nikt się nie opiernicza, a wydolność płuc jest w miarę na przyzwoitym poziomie to szanowne chmury na moment dłuższy lub krótszy - zależy od humoru tychże danego dnia, przetransportowują swoje szanowne 4 litery (gdziekolwiek one się znajdują) i ukazują piękno tego, po co tyle kilometrów bujaliśmy się w strugach deszczu, gradu, a momentami i upału (w znikomym procencie) aby choć na chwilę napawać się widokiem i naładować akumulatorki!
Zatem Panie i Panowie, proszę się wygodnie usadowić w miękkim foteliku - przedstawienie czas zacząć!
Proszzzzz....widoki można by rzec Z A J E B I S T E !!!!!!!
Dmuchamy, dmuchamy.....
no ale MOCNIEJ !!!!!!!!!!!!.....
Każda pomoc się przyda! W końcu to włoskie ptaszyska, a nóż (widelec) mają jakieś konszachty z ichniejszymi meteorologami...
Momentami były bardzo burzowe (chmury - nie ptaki)
Patrzymy, patrzymy, paCZyyyyymy....
...i to tyle co dało się na ten dzień wydmuchać...w sumie to było bardzo zimno - w końcu prawie 3200m npm zobowiązuje...śnieg zalegał na wierzchołkach pobliskich szczytów, a trasa na ferratę była zamknięta! Na dachu schroniska toczyły się prace remontowo - naprawcze, a wiatr niemiłosiernie ciął po twarzy...ale nie! nie narzekam - to były prawie 2 godziny oczekiwań i nadziei na zmianę pogody... i pomimo, że były to tylko chwilowe, kilkusekundowe odsłony, a chmury dodawały dramatyzmu niebiańsko pięknym Dolomitom to... UDAŁO SIĘ i było zajebiście pięknie !!!!!
A na drugi dzień - to samo włoskie niebo, ta sama Cortina, te same Dolomity...
...ktoś chce ze mną wejść/wjechać na szczyt? :P
:-)))))))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz