Idzie zima, bo długo śpię. Dzisiaj na ten przykład spałam do 6.15 więc tak trochę nie halo jakby. Zaraz potem pozdzierałam dzieciarnię z łóżek (zadziwiające jak człowiek ma mało empatii gdy przychodzi mu wyciągać za gołe odnóże syna spod kołdry). Nakarmiłam-spakowałam-wysłuchałam szeregu cennych opinii na temat szkoły i przedszkola, które puściłam obok uszu (systematycznie ignoruję).
Poranny basen…pusto. Ja+ratownik+smutno patrzące z sufitu
lampy. Zakładam słuchawki robię swoje kilometry, a potem, w ramach corocznej,
tradycyjnej wojny o odporność idę do
sauny. Kiedy wychodzę światło jest zgaszone…ekhm…(chciałoby się zapytać jest tu kto? kto kto kto???-odpowiedziałoby echo) Po chwili wychyla się
ratownik i wysoko podnosi brwi „to pani jeszcze jest?”. Nie..wyszłam przez saunę.
Truchtem sklep, dom i siadam do komputera. Word i małe czarne robaczki na białym tle, nieprzyjemnie drażnią oczy. Lubię pracować dość wcześniej, kiedy umysł jeszcze "świeży" (tak mówiła moja Babcia, a Babcia była osobą wierzącą). Jeszcze ogarnąć nową tematykę (pracodawca lubi takie niespodzianki na za piŃĆ dwunasta), jeszcze poprawić protokół (ekhm sprzed roku) i dopisać kilka stron do już napisanych.
Gotowanie traktuję trochę jak rozrywkę w przerwie. Nie wychodzi mi tak jak Aspi, ale to lubię. W ogóle nie ufam ludziom, którzy nie lubią gotować/jeść/smakować...ale o tym już było..zatem gotowanie w pakiecie z ogarnianiem kuchni, a przy okazji pokoju... no to jeszcze łazienki..
Jeszcze kilka telefonów i robię kawę (drugą, bo pierwszą wypijam całkiem raniutko bo wlać w siebie pierwszą kawę to dla mnie taki "klik" od respiratora) i opadam na kanapę.
Włączyłam tv a tam nastolatki które mają dziecko się kłócą z okazji tego dziecka.
Nie będę oglądała-przyjemności z tego nie miałam to i kłótni nie będę słuchać.
Kobieta na poziomie nie ogląda takich rzeczy, kobieta na poziomie kontempluje własne paznokcie opcjonalnie studiując rozwój współczesnej sztuki w niszy postmodernistycznej kultury. To lecę nastawić pranie.
Brudne ciuchy i zabawki w tym domu maja własne życie. Oba te ugrupowania czatują na ludzkie życie, ciuchy się mnożą, a zabawki wkomponowują w dywan i podstępnie czają, żeby wbić się w stopę i poruszając żyłą po krwioobiegu dojść do serca i tam człowieka zaciupać.
No i mamy tzw porę obiadową.
Jakoś kłębią mi się myśli nie na temat to z może z innej beczki albo...korespondując z poważnym tonem Aspiowego wpisu..pierwszego. :)
Jakoś kłębią mi się myśli nie na temat to z może z innej beczki albo...korespondując z poważnym tonem Aspiowego wpisu..pierwszego. :)
Od zawsze chyba pisałam pamiętniki, dokładnie nie wiem od kiedy się datuje owo "zawsze" ale dość powiedzieć, że kiedy znalazłam u Tatki w pawlaczu pudełko ze swoimi starymi zeszytami nie mogłam wyjść z podziwu dla głębokości własnych przemyśleń, uczuć i miłości (może Aspi kiedyś uchyli tajemnicy o swoim uczuciu do T.C.) u mnie było podobnie. Dość powiedzieć śmiałam się serdecznie do swoich maślanych oczu i pobożnych życzeń, które (Panu Bogu dziękować) się nie spełniły. A potem okres durny i chmurny, nastoletni, "czas w którym jesteśmy tak dorośli jak nigdy potem"-też byłam, a u mnie był to czas przepełniony szarą dekadencją Śląska i Zagłębia zlatujący nieco muzyką o ciężkim brzmieniu i zamiłowaniem dzikim do poezji. Mój Boszszsz jakie to było romantyczne, kiedy konałam z okazji wysłuchanej płyty, konałam tak wiecie...mentalnie...
Pisanie pamiętników jest fajne, czytanie ich po czasie jeszcze bardziej bo nad tymi przykurzonymi zeszytami z uśmiechem przyjrzałam się sama sobie z tamtych czasów. To fajne, ciepłe uczucie, jakbym stała na przeciwko tej nasto- i dwudziestolatki i patrzyła w jej oczy. A potem... przytuliła z głośnym śmiechem. Siebie z przeszłości lubię zamyśloną, zmartwiona światem, zakochaną, zasłuchaną w dyrdymały metalowych tekstów, z mocno wyidealizowanym obrazem wszystkiego, ale lubię bardzo...ponoć "po 40 charakter wychodzi na pysk" to mi zaraz wyjdzie..:) ale pomyślałam sobie, że byłoby cudownie, gdybym mogła tak samo kochać siebie z teraz za kilka lat.
a teraz...idę zrobić sałatkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz