Więc ja (nie zaczyna się zdania od "więc"). A więc (ani od "a") - umilę sobie pierwszy dzień jesieni wspomnieniami lata… gorącego lata, słonecznego… południowego wręcz skwaru i wilgotności morza śródziemnego (bo zmarzłam dziś niemiłosiernie w robocie… ktoś chciał mi zrobić dobrze i zostawił na noc okno w biurze otwarte… dwa okna nawet, pewnie żeby cyrkulacja lepsza była, lepiej przewietrzyło, wypiździło na maxa znaczy się!!
D Z I Ę K U J Ę !!!
Wrrrrr……..
No Więc:
Gdy pierwszy raz
(parę lat temu) pakowaliśmy się przed wyjazdem na Kretę eM zdziwił się bardzo,
gdy zapodałam:
- tylko traperów nie zapomnij
zabrać !
- ??????
Oponował, że „przecież my nad morze…że plaża, woda, te
sprawy….” Ale już widziałam niepokój w oczach. Parę godzin później sklął mnie w
drodze na Psiloritis i obiecał, że kolejny urlop na pustyni spędzimy, bo „tam żadnych gór nie znajdziesz”
No może i było odrobinę za ciepło, ale czyż widoki nie są
urocze i warte tych PARU kropel potu?
widoczek na górkę...(oczki w górę)
i widoczek z górki - z tej, co wcześniej było "na" (oczki w dół)
A potem to już jak po maśle, siłą rozpędu zawlokłam na inne
pagórki i…2 tygodnie jakoś „nad morzem” zleciały…
A tak na marginesie...
- Grecką mentalność uwielbiam! Potrafię tam w ekspresowym tempie się wyluzować, to takie hamulce codziennego życia, pędu do… niewiadomo
czego,… tam kaaażżdddyyy maaaa czaaas, sięęęę niee
spieeeeszyyy…powoooluuutkuuuu… robota nie zając, najważniejsza sjesta, a potem....a potem się zobaczy… ;-)
I greckie potrawy - ciągle, do bólu, w każdej ilości !!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz