sobota, 27 września 2014

Towar z sieciówki

Chodzą słuchy na mieście, że w Lidlu czasami wyhaczyć można fajowe rzeczy – limitowane, produkowane dla tej sieci sklepów i dostępne w bardzo krótkim czasie. Krążą też legendy o czwartkowych bodajże łowach, które początek swój mają w godzinach wczesno rannych,  jeszcze przed otwarciem wrót hadesu.  Podobno aby zdobyć upragniony asortyment trzeba być zaprawionym w boju, a to wiedza tajemna, dana tylko nielicznym, gdzie poszczególne stopnie wtajemniczenia osiąga się zaliczając cotygodniowe rytuały zbiorowe,  toczone pomiędzy tekstylnymi półkami. Prawo jazdy na wózek (mile widziany widłowy) również wskazane. A potem kto szybszy, zwinniejszy i kto ile da radę wrzucić do koszyka - ten MISZCZUNIO!  Bywalcy wiedzą też, że najlepsze kąski można znaleźć miedzy ziemniakami, tudzież ogórkami - leżące samotnie, porzucone, niepotrzebne pierwszym ich potencjalnym zdobywcom – bo po co chafnasty polarek tudzież spodnie rozmiarem z daaawno zamierzchłych już czasów. Ale znam to tylko z opowiadań bo sama nie mam ani na tyle zaparcia, ani cierpliwości, ani przekonania…nazwijmy rzecz po imieniu – lata mi to. A jak zajrzę do  Lidla to  widzę, że coś było, (chociaż generalnie ciuchy z Lidla wzornictwem nie powalają i nie posiadam żadnego...ekhy, nie posiadaŁAM do dzisiaj żadnego...) że gdzieniegdzie zapodziały się mało chodliwe rozmiary, a wtedy…
...Zacznijmy może od początku. 
Wczoraj eM w późnych godzinach już wieczornych namówił mnie (a baaardzo mi się nie chciało), żeby podjechać do Lidla po… "pieczywo na rano do pracy…"  Uległam ! (ale uległam taka tylko jeżeli o karmę chodzi :P) Pojechalim. Weszlim. A tam… tydzień pod tytułem „Bieganie” i bluzy, spodnie taktyczne, bielizna termiczna i co tam komu do szczęścia potrzebne – w górki jak znalazł !!!! I nie dość, że ładne to, to gatunkowo – niezły sort ! Zdziwiłam się mocno, chociaż wiem, ze nawet Wittchen już bywał w tych sklepach i zaczęłam buszować… nie powiem – poniosło mnie :-)  Po powrocie esemesuję do Sem, żeby popchnąć kobitkę w jednym li tylko słusznym kierunku stoisk właściwych w Jej lokalnym środowisku miejskim, a Sem rzecze, że i owszem zna ale Lidlów u nich jak kot napłakał i wszystko rozgrabione przez emerytowanych klientów w pierwszych minutach sprzedaży (widać u nich już wyższy stopień wtajemniczenia tudzież loże bardziej ekskluzywne). No długo namawiać nie musiałam i o zgodę pytać, Sem trzymała kciuczki u siebie, a ja  pojechałam na łowy, pojechałam, żeby zwyciężyć – wszak już wiedziałam co w którym się ostało, bo rekonesans po czterech zrobiłam – rzecz jasna wcześniej ;-) i udało się dla Siorki zdobyć co nie co (chociaż nie powiem –łatwo nie było, bo to chude takie, a eSki dawno wykupione, a tutejsze emerytki trzymają linię, jak widać)… 
Wieczorem  dostaję esa, (konsternacja wyczuwalna na odległość):
 - Wróciłaś?
- TAK
- Całaś?
- Tak
- MASZ TOWAR?
- No ba!  I obcy naskórek DNA za paznokciami  też!

No to jesień –ba, zima nawet (w górach !! - ;-))  nam już nie straszna – damy radę, no bo kto jak nie my !!
;-)

                                                                                                                                        focia z neta


Skarpetki też kupiłam ;-))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz