Umówmy się mechanizm wyparcia działa u mnie bez zarzutu.
Ignoruję zatem poranne mgły, chłodne wieczory i dla mnie nie ma jesieni.
Widzę wszędzie biedronki a w babim lecie
widzę tylko LATO. I dobrze mi z tym.
W pracy nastroje nerwowe, biegające…pochylam się nad stertą
papierów z uparcie chichoczącą J.
-Czemu się śmiejesz?-pytam
-Nerwica chyba z początkiem października idzie…
-Depresja z silnym wyparciem-diagnozuję.
-Choć wiesz..-zastanawia się ona-my się tu z dziewczynami
nieraz niemal upłaczemy a potem śmiejemy zaraz…
-Zaburzenie dwubiegunowe obstawiam.
Coś mi uparcie stuka..(bez konotacji i zachować powagę na sali!),
w prawym kole z tyłu coś o sobie uparcie przypomina i mimo wizyty u mechanika
ustąpić nie zamierza.
/Mechanika mam z niezwykłym poczuciem humoru, którego nie
rozumiem. Co się stało? –pytam na przykład
-Tylne koła się nie kręcą-odpowiada…i następuje
krępująca cisza, po upływie dobrej chwili przychodzi myśl „aaa….to teraz trzeba
się było śmiać” ale wytrzymuję jakoś ten szał radości i powstrzymuję fajerwerki
salw śmiechu/
Zatem..wracając do wątku…
Mechanik orzekł, że nic nie stuka…
To co stuka jak nic nie stuka?
Może jesień w tylną szybę stuka?
Nooooo toooooo gaz do dechy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz